Korzystając z tego, że jesteś na spacerze rzeknę 3 słowa:
Ostatni z przedstawionych przeze mnie
Rhamnusium'ów jest oczywiście
bicolor'em i to z tych warszawskich. To żart taki był, bo sam dobrze wiem co to jest, ale jednak zoogeografia nie powinna być jedynym czy nawet decydującym wyznacznikiem w kwestiach oznaczania gatunku. Oczywiście pochodzenie okazu jest bardzo ważne, ale..., no właśnie, zostaje zawsze pewne
ale.
Co do cech kluczowych, czyli wspomnianej wyżej budowie czułków u szczerolotków: "(...)
takich tam tych pękatości, matowości, płaskości i tych ścięć pod skosem", to mnie nie bardzo to wszystko przekonuje.
Zbierając różne kózkowate z jednego gatunku w bardzo odległych stanowiskach (np. w Polsce i w Grecji) można zaobserwować takie właśnie różnice morfologiczne, które niekoniecznie uprawniają do zaszeregowania grupy danych egzemplarzy jako odmiennego gatunku. Przykładowo:
Exocentrus punctipennis wyhodowany przez mnie z mazowieckiego wiązu jest potężniejszy i na pierwszy rzut oka nieco inaczej zbudowany niż okaz tego gatunku pozyskany przez mnie z okolic greckiej Paralii. To samo tyczy sie
Phytoecia coerulescens łowionych w warszawskim Lesie Bielańskim i różnych od nich osobników wyczerpakowanych w Bułgarii i Grecji. Nawet zdawałoby się monotonny
Deilus fugax pochodzący z okolic Puszczy Białowieskiej jest nieco inny morfologicznie od tychże
Deilus'ów pochodzących z gór południowo-zachodniej Bułgarii, które są za to bliźniaczo podobne do osobników z okolic Emilii we Włoszech!
Tak więc ogólnie luuuzik i zero paniki.
Ślęczenie latami nad kózkowatymi owocuje w końcu dopatrywaniem się trudno definiowalnych cech kluczowych i z czasem zaczynamy jakoś temat ogarniać, choć - tak jak napisał Admin - wciąż się tu coś zmienia i nie należy się tym strrrrasznie przejmować, po czym natychmiast bezmyślnie i z owczym pędem zmieniać etykiety i podpisy w gablotach...
Zbierajcie okazy i twórzcie zbiory dokumentacyjno-porównawcze, bo tego nic nie zastąpi!
No bo wtedy jest i będzie nad czym popracować...
PZDR!
Wujek Adam