Marku, podziliłem te dwa tematy, też o tym myslałem.
grzegorzb pisze:Jacek Kurzawa pisze:nie mam najmniejszego pojęcia, co można robić w Tajlandii, poza łowieniem owadów???
A choćby cały dzień pływać z maską i rurką i ogladać rafę, włóczyć się po klasztorach poznając inną kulturę, zobaczyć sławny most na rzece Kwai, pojechać do starej stolicy i uzmysłowić sobie, że kiedy my nad Wislą lataliśmy w skórach i mieszkaliśmy w ziemiankach tam kwitła już cywilizacja, były brukowane drogi itp, pojechać na oglądanie dzikich kur ban-kiwi.
Grzesiek? Entomolog? Pływać? W masce z rurką pod wodą? Chyba że na rafie jest jakaś ciekawa entomofauna, w klasztorach również można coś ciekawego znaleźć, na moście robak też może być, ale żeby poznawać kulturę i zastanawiać się nad transformacją kulturalną i technologiczną? To się robi samo, gdy zajmujesz się łowieniem owadów - chodzisz po terenie łowisz i dookoła wszystko widzisz kątem oka. Można o tym poczytać. Ale żeby tracić czas na chodzenie po stolicy?
Entomolog nie robi takich rzeczy!
Chyba że jedzie incognito np z Rodziną, w interesach, ale wtedy jest zwykłym "ludziem", masą turystyczną. Turystyka, fotki, bilety wstępu, śmierdzące ulice, kolorowy kociokwik - bomba!
Ja wolę las.
Ja tak specjalnie piszę nieco prowokacyjnie, żeby uzmysłowić, że entomologia jest bezkompromisowa - albo się nią człowiek zajmuje i wtedy "tyra" w terenie 24 godzin probując wedrzeć się w najlepsze miejsca i wtedy dopiero ma jakieś efekty, albo zajmuje się turystyką i nie może być mowy o żadnej poważnej entomologii. To się wzajemnie wyklucza, z czegoś trzeba zrezygnować. Coś kosztem czegoś. Albo entomologia, albo turystyka.
Poza tym wszystkie te turystyczne dane są potrzebne i z pewnoscią przydadzą sięwszystkim odwiedzającym te kraje, co gdzie kupić, po ile, jak, jakie leki, papiery itd. No ale to wszystko po to, by móc jechać w teren, przecież nie chodzić po stolicy.
Wyobraźmy sobie rozmowę dwóch entomologów:
- Gdzie byłeś w tym roku?
- W Zakopanem, w Tatrach.
- Ciekawe, a gdzie dokładnie?
- na Krupówkach.....
Prezentuję skrajny pogląd, bo złowienie dobrego owada to ekstremalne wyzwanie, pospolite gatunki łapie się pospolicie wszędzie i nic z tego nie wynika. Złowienie dobrego owada często wiąże się z kilkugodzinną marszruta, wielokilometrowym przejazdem, wymysleniem własnej logistyki na dotarcie i przeżycie. Za owadem trzeba trafić w punkt: w czas i miejsce. Nawet w Polsce dotarcie do krzaka głogu to czesto wielokilometrowa podróz i kilkukilometrowy marsz.
Pływanie w basenie i siedzenie w hotelowej restauracji? To są dwa niekompatybilne światy.