Paweł, tutaj trzeba powiedzieć jasno, że koszyczki w przeważającej mierze nie wykazują cech gatunkowych a wręcz często są cholernie podobne do siebie, zwykle niosą tylko cechy rodzajowe, a czasami nawet i nie. Poczwarki i gąsienice także. Imagines mają najwięcej cech gatunkowych (trudno mi powiedzieć czy to jest z zaniedbania gąsienic i traktowania ich po macoszemu, ale wydaje mi się że po prostu gąsienice są podobne do siebie). Biorąc dopiero wszystko do kupy mamy oznaczenie. Zwykle nie jest tak źle i wystarczy wziąć kilka wybranych cech jednak prawie zawsze kilka nie jedną. W nauce nie można powiedzieć że to wszystko jest już zbadane i koniec, ale troszkę tak na to wygląda
Również to nie jest kwestia dostępu do jakiegoś stadium jak w Twoim przypadku z chrząszczami - nie masz larw więc oznaczasz z przymusu po imagines. W koszówkach oznaczanie po imagines nie jest jedynym bo gąsienice i poczwarki też się bierze pod uwagę. Z dostępnością jakiegokolwiek stadium też nie ma większego problemu. A ponieważ gąsienice nie są jakoś priorytetowo traktowane to widocznie nie mają takiego znaczenia. W obecnym stanie wiedzy choć też trudno tu generalizować, na ogół są znacznie bardziej przydatne cechy na poczwarkach niż na gąsienicach.
Tutaj problem jest wydaje mi się taki, że ten rodzaj ma to zmienne, tamten rodzaj różni się czymś innym. Mając to schodzimy na poziom gatunkowy i dalej wiemy, że ten gatunek wyróżnia się tym a tamten tym ale zawsze trzeba doliczyć pewien margines zmienności. Zawsze jest jakaś tolerancja. Przyczyny są różne - niedokładne oznaczenia holotypów, teraz po latach są już tylko lekto- i paratypy, opisy nowych gatunków na podstawie tylko wybranych cech... Wiadomo najlepiej by było gdyby na podstawie jakiejś grupy okazów, tak jak pisałem z jednego złoża jaj, a więc o pewnej przynależności gatunkowej stwierdzono, że dana cecha mieści się w takim i takim przedziale. Tak jest robione w przypadku ponownych współczesnych opisów gatunków. Ale też niestety taka metoda nie jest zawsze praktykowana i dalej opisy nowych gatunków są na podstawie złapania tylko kilku egzemplarzy, z których te zakresy zmienności są oczywiście zawężone (bo jest mała ilość okazów). I kiedyś ktoś znowu przyjrzy się danemu gatunkowi i powie że jeszcze trzeba było zwrócić uwagę na jakiś włos i wysnuje swoją teorię że ten włos jest istotniejszy do oznaczania.
Reasumując w obecnym stanie wiedzy, a mówię tutaj o stanie wiedzy ogólnie w Europie, który wcale nie jest zły, gąsienice na ogół wydają się być traktowane pomocniczo, a nie pierwszorzędnie (przynajmniej w tych kilkudziesięciu gatunkach co znam), czyli że nie mają cech gatunkowych. Powiem wprost - nie znam przypadku w którym oznaczenie gatunkowe byłoby możliwe po samej gąsienicy (ale też nie posunę się do tego żeby powiedzieć, że takowe nie istnieje).
Teraz nowoczesna nauka idzie w kierunku DNA. Tylko jaki ma sens robienie oznaczeń po takich cechach, albo inaczej - sens ma ale na cholerę to będzie przydatne przeciętnemu Kowalskiemu ? W jednej znanej mi pracy delikatnie podważono sens istnienia rodzaju Siederia i Dahlica konfrontując DNA i obecnie stosowane metody.
Jasne, że badania mogą iść i w kierunku badania dokładnego wyglądu gąsienic. Jak i w każdym innym. Nawet odkrywanie Ameryki od nowa może przynieść nieoczekiwane rezultaty. Dlatego ważne jest żeby jak najwięcej osób się tym zainteresowało żeby za sto lat ktoś powiedział że koszówki to pikuś i oznacza się ją od razu.