Po intensywnych obserwacjach upału lejącego się z nieba, zabrałem starsza latorośl płci męskiej wieku 7,5 roku na krótką przechadzkę do znanego lasu nieopodal Tomaszowa Lubelskiego.
Oczywiście pogoda dopisywała odwrotnie proporcjonalnie do upału dopisywały chrząszcze, ale....coś tak ,,ułowiliśmy" po czym grzecznie wracaliśmy na leśny parking, gdzie zaparkowaliśmy samochód. A tu nagle obok samochodu dwóch przesympatycznych Panów w zielonych koszulach i z uśmiechem na twarzy....Pierwsze pytanie na widok czerpaka: co państwo tutaj łapią, moja odpowiedź, pytanie numer dwa: a można obejrzeć co pan złapał? Mój pokaz - w falconie parę kózek, generalnie szkodników, pytanie numer trzy: niby żartem : a Nadobnicy pan nie łapie aby?? Mój uśmiech generalnie rozbroił panów bo pytanie numer cztery zabrzmiało: a ma pan jakieś zezwolenie z naszego nadleśnictwa na połów owadów???
No i problem.....takowego nie posiadałem, ba posiadałem ale nie na odłów chrząszczy, tylko pasożytów.....Panowie coś skojarzyli cos im się moje nazwisko obilo o uszy, więc nie wyegzekwowali nic więcej, chociaż sięgałem do portfela by wyjąć jakieś legitymacje z PTE, Bociana etc....Poinfrormowano mnie ,że generalnie niby mogę sobie łowić ale zezwolenie powino być. Później potoczyła się luźna rozmowa trwająca chyba 20 minut, przy okazji dowiedziałem się gdzie podejrzewane jest występowanie R.alpina na Roztoczu i to ponoć potwierdzone w ub. roku i trzymane w tajemnicy.....ale tego nie powiem

Generalnie temat zszedł na zwierzaki, mój zawód panów rozbroił całkowicie więc udzielilem paru porad weterynaryjnych i po uscisku ręki pożegnaliśmy się, ja trochę zbaraniały, bo dyskusje na temat połowów owadów, które odbywały się na tym forum, dyskusje o zezwoleniach etc. nabrały rumieńców...Nadmienię, że nie był to ani rezerwat, ani PN, ani jego otulina, ot zwkły las na Roztoczu nawet trochę zaśmniecony..
Mieliście podobne przygody??