
Przyjmę tradycyjną już kolejność, mianowicie najpierw kwestie socjalne i logistyczne plus jakieś widokówki. Następnie przejdziemy do przyrody i dania głównego czyli kózkowatych.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że wyprawa należała do tych bardzo udanych pod wieloma względami, przede wszystkim jednak tym najważniejszym - entomologicznym.
Kazachstan to kraj olbrzymi. Suche fakty z Wikipedii, że na przykład leży on na powierzchni 2 724 900 km² i zajmuje w tej kategorii 9. miejsce na świecie, nie przemawiały do mnie wystarczająco dobitnie aż nie zaczęliśmy podróżować po kraju. W Mongolii "robiąc" 5 000 km zatoczyliśmy na mapie kraju konkretne "kółko", natomiast w tym przypadku przejechanie 10 000 km (!) pozwoliło zaledwie na liźnięcie kawałka południa i wschodu kraju.
W sprawie lotu, tym razem wybraliśmy rosyjskie linie lotnicze Areoflot i zamiast przez Istambuł polecieliśmy przez Moskwę. Mimo, że nasz punkt docelowy czyli Ałmaty znajdują się kilkaset kilometrów dalej na wschód niż Duszanbe, cena biletu była sporo niższa niż w przypadku wyprawy tadżyckiej, co ewidentnie należy zaliczyć na plus wyprawy do tego kraju.
Tak przedstawiała się nasza trasa w bardzo ogólnym zarysie: Wróćmy jednak na chwilę do samego składu ekspedycji... ... czyli od lewej trzech kózkarzy: Wojciech Szczepański, Marcin Walczak, ja (Lech Karpiński) oraz żuczarz Marek Bidas

No i nie można zapomnieć o naszym wspaniałym kierowcy - Jerłanie (w razie wątpliwości to ten pierwszy z lewej) Należy podkreślić, że Jerłan to najlepszy kierowca jakiego mieliśmy i w ogóle niemal ideał. Trudno wyobrazić sobie lepszego widitiela. Cierpliwy, bezproblemowy, inteligentny, uczciwy i potrafiący złapać niejednego chrząszcza z rozróżnieniem na m.in.: majka, biegacz, żuk czy usaczi!

Jak już pewnie niejeden spostrzegawczy obserwator zauważył, Partnerem wyprawy była firma AKENO serwis.pl (http://akenoserwis.pl/)
Przechodząc do meritum Kazachstan to jakby ulepszona, bogatsza i bardziej rozwinięta wersje tego co widzieliśmy w Tadżykistanie. Kultura, stroje, architektura czy jedzenie są w "tym samym stylu" jednak wszystko jest o klasę lepsze, czystsze i ładniejsze. Tutaj spożywanie potraw zazwyczaj przynosiło po prostu przyjemność, nie zaś jak w Tadżykistanie obawy. Prócz typowych zup z wkładką mięsną czy szaszłyków niejednokrotnie spożywaliśmy gulasz wołowy z puree (co ciekawe popularne nawet w Tadżykistanie karoszki czyli prawie frytki tutaj pojawiały się sporadycznie, głównie w fast-foodach) czy siekaną baraninę z ziołami. Nie trudno też o zwyczajnego burgera czy nawet pizze i to nie tylko w stolicy. Jedliśmy też pyszne i prawdziwie naturalne, świeżo złowione wędzone ryby. Jedzenie dość tanie, tańsze niż w Polsce. Alkohol podobnie jak u nas (za to dużo taniej niż w TD), papierosy tanie jak barszcz jak to chyba w całej Azji Środkowej. Benzyna! Przejechaliśmy taki kawał drogi między innymi ze względu na to, że cena paliwa na to pozwalała. Benzyna w Kazachstanie jest bowiem najtańsza w Europie i kosztuje ok 1,7 za litr. Walutą je tenge kazachski. 1 PLN = ~90 KZT.
Dróg asfaltowych jest znacznie więcej niż w Mongolii, ale stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia, zaś na głównej drodze z Ałmaty na północ woła po prostu o pomstę do nieba. Wynajem samochodu z kierowcą lub bez z niewiadomych przyczyn jest bardzo drogi i "stoi" około dwa x wyżej niż w przytaczanych tu krajach. Kilka fotek (niestety zza szyby) z bardziej "rosyjskiego" miasta na północy - Ust Kamenogorsk (Öskemen).
Kolejna tura jutro czyli krajobrazy + zdjęcia z terenu, potem owady i ostatecznie kozy.
Pozdrawiam,
Lech Karpiński