Jak widać w kwestii etykiet każdy ma swój patent, względnie pomysł czy przyzwyczajenie
Wobec faktu, że przy okazach z hodowli informacje, które chcę podpiąć pod okaz nie mieszczą się na jednej etykiecie, dodaję drugą etykietę zawierającą: nazwę rośliny pokarmowej, datę wylęgu imago oraz ewentualne info dotyczące tego, czy okaz został wyhodowany z jaja, larwy czy z poczwarki.
Łacinę - jeśli chodzi o nazewnictwo przyrodnicze - piszę zawsze kursywą.
Generalnie dobrze jest, gdy etykiety informacyjne zawierają podstawy, czyli:
- państwo, w jakim okaz został złowiony,
- inne bliższe szczegóły geograficzno-lokalizacyjne jak np. krainę, miejscowość, park narodowy itp.,
- datę znaleziska,
- autora znaleziska,
a etykiety determinacyjne:
- nazwę gatunku,
- nazwisko determinatora i rok, w którym dokonał on determinacji.
Wszystko inne zasadniczo nie jest obligatoryjne, choć bywa pomocne.
Wiem na ten przykład, że motylarze lubią podawać kwadraty UTM, a inni dołączają koordynaty GPS, a także numer okazu w zbiorze - jeżeli to w jakiś sposób ewidencjonują, względnie wpisują jeszcze inne dane, jak np. metodę połowu.
W tym wszystkim chodzi jednak o to, aby etykieta była CZYTELNA I ZROZUMIAŁA, najlepiej nie tylko dla osoby, która ją wykonała.
Rozmiar etykiety jest w zasadzie nieistotny.
Liczy się za to jej TRWAŁOŚĆ: spotkałem etykiety drukowane na kiepskich drukarkach niecałe 10 lat temu, z których obecnie niewiele da się odczytać. Ale mam także w zbiorze owady etykietowane 100 lat temu, gdzie napisy wykonane tuszem lub ołówkiem są do teraz bez zarzutu.