Dzień drugi:
Wstajemy gdzieś około godziny 9-ej i jak najszybciej ruszamy w teren. Od razu za bramą Turbazy trafiamy na podlatane M. aurelia oraz latające pomiędzy nimi P. argus. Idziemy w druga stronę gdzie wczoraj były S. roscida i co jakiś czas podnosza się one z traw przed nami ulatując z wiatrem. Coś tam mignęło kątem oka i udało się to złowić – A. geryon. Ten gatunek jest tak mały, że trudno go zauważyć gdy leci nisko nad zielonymi trawami. Lata sporo M. galatea, jeden okaz I. podalirius i… I to wszystko

. Dołącza do nas Darek i razem idziemy na północno-wschodnie stoki płaskowyżu. Jego południowo-zachodnia część to Krymski Park Narodowy którego granica przebiega niedaleko od Turbazy i trzymamy się od tej części z daleka. Teren po którym idziemy pięknie usłany kwitnącymi roślinami ale motyli poza M. galatea nadal brak. Schodzimy na stok gdzie zaczynają się zadrzewienia ciągnące się aż do podnóża i tutaj jest już dużo lepiej. Motyli coraz więcej ale rewelacji nie ma. Latają P. daphnis, A. paphia, A. hyperantus, jakieś „ichnie” semele tzn. H. pellucida, oraz A. nigricornis. Na baldachach praktycznie żadnych chrząszczy. Dopiero po jakimś czasie pokazały się pierwsze A. pandora ale latały tak szybko że nie były do schwytania. Bogdan gdzieś w krzakach wychwycił B. hecate ale była tylko jedna. W miejscu gdzie zaczynały się buczyny pokazało się kilka B. circe. Siadały jednak wysoko w pnie drzew i można było „im pogwizdać”

. Jedną ładną samiczkę przydybałem później jak się wygrzewała na wapiennej skałce. Potem mnie przydybała Rosjanka która szukała zaginionej „sumki” i zaczęliśmy wracać do Turbazy tym bardzie, że Darek obiecał nam, że nad morzem to P. pandora i B. circe latają jak u nas bielinki (obiecanki cacanki

). Siedząc sobie na zewnątrz pod swoim pokojem zaczęliśmy obserwować, że szybko latające P. pandora mają swoje stałe miejsca przelotu i często siadają na rosnącej dość blisko kępie ostrożeni. Zaczynamy je łowić ale cóż z tego jak prawie każdy motyl ma uszkodzenia skrzydeł. Można więc było zrobić tylko jedno - pójść spać przed nocnymi połowami. Wieczorem rozstawiamy ekran około 500 metrów dalej niż noc wcześniej na fajnie położonym kwiecistym zboczu. Do ekrany przylatują praktycznie te same gatunki co noc wcześniej – głównie mnóstwo H. armigera, Eilema ssp. oraz jeden gatunek Pyralidae. Zastanawiam się – po ja tu siedzę jak na Turbazie leci to samo a nawet i lepiej. Wracamy około północy- dostaję od Darka prezent w postaci Idea moniliata i już jest dobrze

. Na tym gatunku bardzo mi zależało ale nie liczyłem że się trafi. Coś tam jeszcze łowimy do 2-ej, po jednym, po jednym i idziemy spać.
Dzień trzeci:
Rano postanowiłem zbadać dolinę leżącą po wschodniej stronie płaskowyżu opadającą stromo w kierunku drogi Symferopol.-Ałuszta. Dzień wcześniej koledzy widzieli podobno trzy sępy latające nad nią więc i ja tam polazłem. Po dotarciu nad urwisko od razu pokazały się te wczorajsze trzy sępy. Piękny widok jak szybują poniżej Ciebie a za chwilę powyżej. Krótko trwało i odleciały a ja zacząłem schodzić stromym żlebem w dół. Co chwila latały motyle - P. pandora, I.podalirius, H. pellucida, jakieś niebieskie modraszki, coś ciemnego schwyciłem-M.dryas. Szkoda czasu i schodzę w dół do ściany lasu licząc że w końcu spotkam tam jakieś chrząszcze. W połowie drogi siadam sobie na występie skalnym i podziwiam krajobraz. Nie wierzę własnym oczom- 100 metrów odemnie na podobnym występie siedzi sobie sęp płowy. A ja ani lornetki ani aparatu fotograficznego. Sęp w końcu odlatuje a ja schodzę niżej. W zagłębieniu skalnym mała sadzaweczka jak kałuża a w niej sporo kijanek. Kątem oka spostrzegam wielką szaro-zieloną żabę pod woda. Wygląda jak kamuflaż na amerykańskich wojskowych spodniach. Widocznie mamusia kijanek. Patrzę w górę a do krawędzi urwiska bardzo daleko- patrzę w dół a do lasu też daleko. Krótka decyzja –wracam bo nie wiem czy dam rade wrócić bo kolano coś się zbuntowało. Wspinam się ze 100 metrów w górę, siadam gdzieś na głazie i przeżywam szok. W dolinę wleciało 5 sępów a wraz z nich dwa stepowe orły. Serce się raduje a nad nimi na krawędzi urwiska lata jeszcze sokół (ssp.). Obserwuję je z 15 minut ale koło mnie zaczął latać jakiś brązowy modraszek więc się nim zająłem. Złapałem go choć to nie było łatwe- samiczka P. ripartii ale jakaś dziwna. Wracam umęczony na Turbazę ale pełen wrażeń. Noc zapowiada się zmarnowana- jest coraz zimniej i szkoda czasu na długie świecenie bo rano wyjeżdżamy nad morze do Sudaku. Przylatują chyba ze dwa H. livornica i nic ciekawego więcej. Popijamy zdrowie Romana bo cos się źle poczuł i czas iść spać. Bogdan zawzięcie siedzi przy ekranie bo zwiała mu gdzieś samiczka Ch. rectangula i liczy, że wróci. Rano czas wstawać a Bogdan ledwie żywy. Okazało się, że około 2-ej w nocy dość mocno się ociepliło i złowił sporo fajnych gatunków. Łowienie w górach to jedna wielka niewiadoma

.