Wyprawy z przygodami :)

Opisy, jak się przygotować, relacje ...
Awatar użytkownika
Jakub Augustyniak
Posty: 108
Rejestracja: wtorek, 3 lutego 2004, 21:06
Lokalizacja: Chorzelów / Kraków

Wyprawy z przygodami :)

Post autor: Jakub Augustyniak »

Mnie przypadł zaszczyt rozpoczęcia wątku o Naszych "przygodach z robakami" - zapraszam więc do lektury :)
Kiedyś w lecie wybrałem się nad stawy w lesie, które są pozostałością po kopalni piasku. Zamierzałem odłowić Aeschna mixta i Aeschna grandis. Wyposażony w siatkę stanąłem na czymś w rodzaju takiej małej grobli i czekałem na odpowiedni moment. Gdy pojawiły sie w/w ważki zacząłem w dogodnych momentach starać sie schwytać którąkolwiek.Niestety po drugiej stronie porastającej stawy trzciny znajdowała się "baza wypoczynkowa" miejscowych wędkarzy. Ja o tym niestety wcześniej nie wiedzałem i zostałem zauważony. Panowie byli delikatnie mówiąc w stanie lotnym i (nie wiem dlaczego) ubzdurali sobie że podbieram im ryby. po bardzo krótkiej chwili (nawet sie nie zorientowałem kiedy) ruszyła w miom kierunku grupa chwiejących się wędkarzy. nie zastanawiając się zacząłem uciekać - całe szczęście że w pobliżu miałem rower i potrafiłem z niego skorzystać w chwili silnego , powiedzmy, stresu :)
Innym razem, chyba w październiku, znów miałem przeprawę z nietrzeźwymi panami. Klęczałem obok jakiegoś przydrożnego drzewa i szukałem poczwarek. zaraz za drzewem wzdłuż drogi, znajdował się dość głęboki kanał. Byłem tak pochłonięty zajęciem, że nie zauważyłem jak do mnie zbliżyło się 5 panów, Zapytali mnie co u licha robię pod tym drzewem. Chciałem jakoś uciec ale nie było jak więc starałem się im to jak najprosciej wyjaśnić. Po chwili jeden z nich zapytał mnie co się dzieje że kasztanowiec obok jego domu zakwitł. Ja na to że nie wiem bo zajmuję się owadami a nie drzewami. A jego odpwiedź mnie po prostu rozwaliła: "Co też opowiadasz? Przecież drzewo i owad to prawie to samo!"Widząc moją minę, która nie ukrywała mojego zaskoczenia, dopowiedział:" Przecież i jedno i drugie lata" po czym pożegnali się kulturalnie a ja przez jakies 5 minut nie mogłem skonstatować o co temu gościowi chodziło z tym lataniem...
A to będzie najlepsze: pewnego słonecznego dnia wybrałem się na łąki z siatką w wiadomym celu. Nieopodal pasły się krowy. nie zwracałem na nie uwagi i rozglądałem się dookoła. Nagle w moim kieruku zaczął biec jakiś postawny koleś z (!!!UWAGA!!!) siekerą w ręce, wymachiwał nią i krzyczał:" Spier... stąd skurw... . Nie zabijesz moich krów!!!". Nawet chwili sie nie zastanawiając wziąłem nogi za pas i tyle mnie widział.

Mam nadzieję, że rozbawią Was moje przeżycia
Napiszcie co Wam się przydarzyło

pozdrawiam,
Kuba
Pawel Jaloszynski
Posty: 1887
Rejestracja: czwartek, 5 lutego 2004, 02:00
Lokalizacja: Palearktyka

Re: ludzie miejscowi :)

Post autor: Pawel Jaloszynski »

Jakub Augustyniak pisze:nawiazuję do postu ze starego forum o dyktafonie i tubylcach...
Mnie kiedys gonili pijani wedkarze gdy chodziłem w pobliżu stawów z siatką...
myśleli że podbieram im ryby dobrze że miałem rower...
Czesc,
Znam goscia, ktorego legitymowala policja w czasie lapania motyli pod lampami na scianach w Poznaniu. Jakby nie bylo okazow w pudelku do pokazania, to czasem sama siatka nie wystarczy, zeby sie wytlumaczyc z wachania czegos ze sloika (w koncu jakos trzeba sprawdzac, czy juz czas octanu dolac).
W Polsce nie mialem jak dotychczas zadnych szczegolnie nieprzyjemnych przygod z "tubylcami", poza notorycznym wywalaniem pulapek na wodne chrzaszcze przez wedkarzy (wedkarz, psiakrew, wszedzie wlezie, mozna pulapke zostawic w najbardziej zakrzaczonym miejscu a i tak predzej czy pozniej ktos sie tym zainteresuje...). No i lisy mi czesto wykopuja smierdzace barberowki (czasem jak sie ser wylozy na przynete, to pare dni pozniej zamiast pulapki jest wielka jama w gruncie).
Bardzo sympatycznie zbiera sie robactwo w Japonii, nikt nie rzuca tekstami typu "patrz, jakie poj..by" (to jak sie na szczycie slupa oswietleniowego przy gornoustrzyckiej knajpie siatka machalo...). Tradycja lazenia z siatkami jest dluga i dzieciaki powszechnie lapia semi (cykady), tombo (wazki), kuwagata-mushi (jelonki) czy kabuto-mushi (Allomyrrhina dichotoma, Dynastinae). W zeszlym roku nawet trafilem dziadka, ktory koniecznie chcial mi pomoc - zbieralem erotylidy z grzybow na drzewie, podchodzi taki pomarszczony rolnik i tradycyjnie pyta, czy ja Amerika-jin jestem. Tu nastepuje klasyczny dialog "Amerika-jin dewa arimasen, Porando-jin desu. - Horando? Aaaa, Amsterdam! - Chigau, Porando, Chopin! i tak dalej...), i po wyjasnieniu co ja tam wyciagam z tej huby dziadek zaczyna wyrywac te grzyby i pokazuje, ze tam w srodku to wiecej mushi siedzi... No i przez to nie zrobilem zdjecia tego stanowiska, bo mi facet wszystkie grzyby z pnia urwal. Ale to pewnie w "podrozach" powinienem pisac, sorry...
pozdrawiam,
Pawel
Awatar użytkownika
Piotr Sroka
Posty: 177
Rejestracja: wtorek, 3 lutego 2004, 11:30
UTM: FV18
Lokalizacja: Ropienka

Post autor: Piotr Sroka »

w nawiązaniu do miescowych :) :
raz policja ściągneła mnie z drzewa , na którym łowiłem ogonczyki , bo ktoś zadzwonił i poinformował , ze brodaty facet siedzi na drzewie i kijem wymachuje .... Innym razem legitymowało mnie Solid security , bo ktoś zadzwonił , że w lesie cóś swieci ... Ale teraz najlepsze ( autentyczne !) : podczas połowu nocnego wypadło na mnie z krzaków kilku pijanych nastolatków , bo (cyt:) ''myśmy myśleli że UFo ...''
Konto_usuniete
Posty: 1117
Rejestracja: środa, 4 lutego 2004, 13:36

Post autor: Konto_usuniete »

Turcja
Kolega, który zajmuje się "gównojadami" siedzi i grzebie w kupie osła, pochłonięty że bożego świata nie widzi, ja ganiam gdzieś w pobliżu z siatką. W pewnej chwili nie wiadomo skąd pojawia się grupa dzieciaków patrzą śmieją się kumpel twardo grzebie penetrując kupę eushaustorem. Dzieci to zdenerwowało - tak ignorancja!!! więc nie wiele myśląc obrzuciły go tym co jeszcze nie zdążył rozgrzebać. Kolega spędził kolejne godziny na świeżym powietrzu...kawałek oślej "suszonki" znalazł po kilku dniach w kieszeni spodenek...
Awatar użytkownika
Jacek Kurzawa
Posty: 9691
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 19:35
UTM: DC30
Specjalność: Cerambycidae
profil zainteresowan: Muzyka informatyka makrofotografia
Lokalizacja: Tomaszów Mazowiecki
Podziękował(-a): 23 times
Podziękowano: 9 times
Kontakt:

Hodowlane stawy rybne, wiosna ...

Post autor: Jacek Kurzawa »

Swoją młodość entomologiczną spędziłem pod okiem dr Bogusława Soszyńskiego - wielkiego entomologa, dipterologa (Syrphidae) i ... wielkiego gawędziarza. Nasłuchałem się w tym czasie wielu historyjek opowiadanych tak barwnie, że dorównywali mu tylko Laskowik i Smoleń. śmiać się można było do łez...

Jedna z historyjek dotyczyła właśnie stawów hodowlanych. Brzmiała mniej więcej tak:
(BS) "Idę sobie raz brzegiem stawu w poszukiwaniu kwitnących wierzb wczesną wiosną, wiadomo, Conopidae, Syrphidae... A tu wyskakuje ni stąd ni zowąd Strażnik zielony i krzyczy:
-Stój złodzieju! mam Cie! z siatką na ryby!?
- Aaaa... dzień dobryyy! Witam, nieee, ja tutaj prosze pana łowię muchy w tę siatkę.
-Co?! Siatka nie na ryby? aa na muchy! A muchy na ryby! no tak, na ryby są muchy, no to i tak Cię mam!
- Nie na ryby. Proszę Pana, nie, nie, ja jestem naukowcem i muchy łowię do gabloty, no wie Pan, muchy.. owady, mikroskop, muzeum, gabloty...
- Co, do gabloty, jak to? po co? Nieee. coś mi Pan kręcisz...
I tak tłumaczenie się trwało dobre dziesięć minut, facet kiwał a niedowierzaniem głową, aż niechcąco p. dr Soszyński wypowiedział magiczne słowa .. przyjechałem z łodzi... Na to gość: Co, z łodzi? Ojej! JA TEż jestem z łodzi :-) !!!!!"
Jeszcze się potem okazało że są z tego samego osiedla. Mało się nie obściskali i ucałowali, w końcu spotkać na pustkowiu 80 km od łodzi "ziomka" to wielkie szczęście.
Rozmowa teraz nabrała całkiem innego nastroju. Strażnik z zaciekawieniem wypytywał:
- a na co to te muchy, a po co do gabloty, taaa, no ciekawe.
BS wspominał: "I tak mu przez pół godziny tłumaczyłem co to są muchy i do czego są mi potrzebne. A słońce coraz niżej... więc musiałem to jakoś skończyć. Po 15 minutach czułych pożegnań ....
uwaga!
gość rozpromienił się, machnął ręką i powiedział:

- A tam, jak chcesz se Pan te ryby łowić, to te kilka niech sobie Pan złowi! ;-)

Ręce opadają... - okazało się, że pół godziny tłumaczenia na nic! Dla niego BS i tak był wędkarzem, który się dobrze wyłgał... he he. No niestety, jak gość cały dzień czekał w krzakach na zlodzieja, to nie wytłumaczy mu się człowiek z niczego....
I warto o tym pamiętać na wyprawach, że czasami nasze tłumaczenia są zupełnie NA NIC.
Awatar użytkownika
Adam Larysz
Posty: 2143
Rejestracja: wtorek, 3 lutego 2004, 11:43
Lokalizacja: Mysłowice/Bytom
Podziękowano: 3 times
Kontakt:

Pewna łaczka...

Post autor: Adam Larysz »

Jest w Katowicach pewna łączka..., ale od początku: jakieś dziesię lat temu penetrowałem pewną dzielnicę Katowic na granicy z Sosnowcem. Teren ciekawy - ugory i niekoszone łąki nad kompleksem kilku stawów. Dochodzę polną drogą do zachęcającej łąki, pokrytej dośc gęsto krwiściągiem lekarskim i roślinami zielnymi po pachy..., był to lipiec, więc już chyba wiadomo, czego na takiej łące można się spodziewac. Wchodzę głębiej, i faktycznie widzę pierwszego nausitousa, a po chwili teleiusa. Tak zaaferowany tymi modraszkami nie zauważyłem faceta, który zbiżał się do mnie... na początku nie zwróciłem uwagi na niego, ale jak przybiżał sie coraz bardziej zauważyłem, że nie tylko jest bez koszuli..., ale i bez reszty ubrania. Nie panikując, kontynuowałem swoje zajęcie, lecz po chwili widzę następnych dwóch gości bez ubranka, idących w moim kierunku, potem jeszcze kilku, aż zrozumiałem, że trzeba spie...przac, bo jestem na terenie spotkań panów o odmniennej orientacji seksualnej... A łączka jest naprawdę super, ale ciężko ją penetrowac.
Pozdrawiam
Konto_usuniete
Posty: 1117
Rejestracja: środa, 4 lutego 2004, 13:36

Post autor: Konto_usuniete »

Kiedyś na spotkaniu Towarzystwa rozgorzała dyskusja czy koziorogi mogą zabić dęby - było to w kontekscie dębów Rogalińskich. Dyskusja była ostra - oprócz robakologów byli botanicy, chirurdzy drzew itp. Po prawie godzinnej dyskusji poprosił o głos śp. Dziadek Burakowski - który wstał i powiedział mniej więcej tak:
Panowie ja właściwie tej dyskusji nie rozumiem bowiem z tego co ja obserwuje - (a zwyczajem Dziadka było coroczne - noworoczne penetrowanie Lasu Bielańskiego - jednego z warszawskich rezerwatów) to moge powiedziec jedno koziorogi owszem obserwuje regularnie corocznie, a dęby - no cóż moge z całą stanowczością powiedzieć że żerowiska po 40 latach zaczynają się zabliżniać i dęby mają się dobrze!!!
Na tym dyskusja się skończyła....
Awatar użytkownika
Jacek Kurzawa
Posty: 9691
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 19:35
UTM: DC30
Specjalność: Cerambycidae
profil zainteresowan: Muzyka informatyka makrofotografia
Lokalizacja: Tomaszów Mazowiecki
Podziękował(-a): 23 times
Podziękowano: 9 times
Kontakt:

p.B.Burakowski... i nadobnice

Post autor: Jacek Kurzawa »

Pięknie!
To był bardzo wielki chrząszczarz i przy tym zwykły, normalny człowiek. Kiedyś rozgorzała między nami korespondencja listowna (ok.1995r.) m.in. na temat połowów nadobnicy na składach w Bieszczadach. Pisał:".. zbieranie owadów to nie jest zbieranie znaczków czy etykiet zapałczanych! Owady trzeba szanować i nie łowić w nadmiernych ilościach". Wtedy ja wytłumaczyłem Jemu w obszernym liście, jak to nadobnica jest WYWABIANA ze starodrzewi na składy drzewa, tam następnie parzą się, składają jajka, i tylko sporadycznie potrafią stamtąd odlecieć. Z rana jak i przez cały dzień są wyjadane przez ptactwo i jaszczurki, które tam przybywają tłumnie na poczęstunek. Kończy się to wywiezieniem drzewa ze złożonymi jajkami na tartak około września .. i szlag trafia wszystkie nadobnice z jajkami włącznie. Jedyną metodą ochroną nadobnicy - co sugerowałem - byłoby natychmiastowe wywożenie buków z lasu i całkowity brak składowisk takiego drzewa na drogach. B.Burakowski przemyślał to i odpisał że całkowicie się ze mną zgadza w tej kwestii. Zyskał wtedy moją wielką przychylność i szacunek, jako ktoś, kto nie narzuca stereotypowych sloganów "chrońmy, zakazujmy etc." i jest otwarty na NOWE. I że postarał się zrozumieć młodego entomologa. :-)
Cześć Jego Pamięci!
Przemek Zięba

przenioslem post o Bieszczadach w to bardziej odpowiednie mi

Post autor: Przemek Zięba »

Bieszczady
Gdzieś w roku 1995 (?). Poza parkiem Narodowym ale w strefie nadgranicznej. Ja czerpakuję na polance, aktualna żona siedzi na trawie i przeklina.....
Po godzince zwijam majdan, żona oddycha z ulgą, a z krzaków wychodzi żołnierz, pasek pod brodą, karabin, ani chybi wopista... ja szeroki uśmiech a żołnierz karabin lufą we mnie i ostro – dokumenty oboje, położyć tą flagę i plecak na ziemi !! Zbliżam się z legitymacją studencką i dowodem, żołnierz nieufny pyta, studenci?? Ja że tak. A po co machacie tą flagą? Ja mówię że to siatka na owady, na co ? pyta wojak, na owady wie pan na motylki, na chrząszcze. Na jakie chrząszcze? Pyta, no wie pan trywializuję problem - na robaki. Ale po co machacie ta flagą? – żeby ich złapać, mówię. W strefie nadgranicznej łapać robaków nie wolno mówi wojak, ani machać tym no ...siatką! spisuje nasze dane, pyta a co studiujecie,? Weterynarię odpowiadam, noo – żołnierz na to, to chyba was za karę posłali w te góry, ale robaków nie leczycie tylko krowy, świnie... trochę speszony mówię że nie tylko, psy, koty, inne zwierzaki.....tutaj żołnierza olśniło, mam mówi psa, zastanowił się chwilkę i weterynarz właśnie dawał mu tabletki na robaki a wy łapiecie ich na krzakach?? Przecież one w psiej d.... a nie na krzakach, a jak chcecie na piwo na Słowację skoczyć to na przejście a nie na dziko nielegalnie i proszę opuścić strefę nadgraniczną i to natychmiast bo będzie źle, ....opuściliśmy strefę.....dość szybko !
Bujnik Bartek
Posty: 77
Rejestracja: wtorek, 3 lutego 2004, 20:15
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: Bujnik Bartek »

Jako młody w tej branży nie miałem zbyt dużo śmiesznych sytuacji ale prez te kilka sezonów cosik się widziało i słyszało.
1.
Niedziela majowa, bardzo ciepło, wiele osób na spacerkach w przyosiedlowym lesie, a ja z kolegą na ścietych pniach łapiemy co tylko nadleci lub przyjdzie. Wiadomo teren ubranie na pewno nie salonowe ale konkretne.
Mija nas jakiś starszy pan z żoną i mówi : Widzisz z nami jeszcze nie jest najgorzej oni muszą się dopiero narobić żeby znaleźć cos do zjedzenia!
2.
Uzbrojony w całe enomologiczne akcesoria wyruszam na łowy plecak zatruwaczki pojedyńcze pudełka po filmach. Wyjołem kilka, traf chciał, że akurat przebiegała tamtędy jakaś miłośniczka biegania po lesie. Widząc mnie z tym całym sprzętem zlękła się bardzo i mówi że zrobi wszystko ale żeby jej nie zgwałcić i ona nikomu nie powie co ja tutaj wyprawiam z tymi próbówkami, ja zbaraniałem tym bardziej iż właśnie wtedy uciekł mi okaz Plagionotusa detritusa którego jeszcze wtedy nie posiadałem ale po jakims czasie odzyskałem mowę i mówię że z mojej strony to zagrożone mogą się czuć tylko owady.
A dziewczyna pokraśniała i więcej jej nie widziałem ale od tamtej pory zachowuję większa dyskrecję.
Awatar użytkownika
Dobo
Posty: 9
Rejestracja: sobota, 8 maja 2004, 00:15
Lokalizacja: szczecin

Mam do was takie pytanie

Post autor: Dobo »

Czy są gdzieś organizowane jakieś wycieczki entomologiczne
Awatar użytkownika
PiotrekGuzik
Posty: 222
Rejestracja: piątek, 11 czerwca 2004, 21:25
Lokalizacja: Krosno

Post autor: PiotrekGuzik »

Skoro już poruszony został temat wypraw entomologicznych z przygodami, to i ja opowiem o swojej wczorajszej podróży...
Otóż wybrałem się po południu na rowerze do małej wioski jakieś 20km od Krosna, do dziadków. Wieczorem wybrałem się pod lampy, których jest tam zaledwie kilka w celu złowienia jakichś zawisaków. W wiosce mieszka zaledwie około 100-200 osób, tak więc każdy praktycznie każdego zna i już około godziny 22:40 zaczęto z okolicznych ogródków świecić po mnie latarakmi ;) A po kilkudziesięciu minutach słyszałem szepty w rodzaju: "potrz, stoi na drodze i rozglądo się po domach..." z kolei rano, jak mówił mój dziadek, po wsi rozeszła się wieść, że w nocy grasował bandyta!!!!!! Dziadek słysząc te plotki podobno odpowiadał: "to nie bandyta, to astronom", bo jak może wiecie interesuję się dość poważnie również astronomią :)
Jakby nie było, łowy nie udały się i to wcale nie ze względu na tubylców, ale chyba przez Księżyc, który wyszedł zza chmur właśnie około 22:40 i świecił tak aż do północy, kiedy to latarnie zgasły...
Awatar użytkownika
Ścinek
Posty: 177
Rejestracja: środa, 5 października 2005, 22:29
UTM: CA56
Specjalność: Cerambycidae, Carabidae, Tenebrionidae
profil zainteresowan: Fotografia, hodowla owadów egzotycznych, majsterkowanie tzw. DIY
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Ścinek »

Czytając wasze owpowieści uśmiałem się do łez:) Ja miałem tylko 2 takie przygody choć aż tak śmieszne nie są no ale...
1. Chodze po lesie patrze ścięte drewno ide tam rozglądam się nagle słysze jakieś szmery, pomyślałem, że to dzik, sarna czy coś w tym rodzaju nagle patrze a obok mnie (tj. z drugiej strony) dziadziuś na rowerku wkłąda do ogrmonego wora drewno i jak mnie zobaczył to z tym wszystkim uciek ciągnąc to po dróżce (podziwiam jego wytrzymałość :wink: )
2. Było to jakiś rok temu. Łapałem owady siątką nagle zobaczyłem sporo dzików idących w moim kierunku nie zastanwiając się uciekłem na pobliską ambone.... tylko był mały kłopot, bo wtej oto ambonie zabawiali się właśnie jakaś młodzież (szczerze mówiąc zamurowało mnie i nie wiedziałem co mam zrobić) :lol: . Pocichutku nie chcąc przeszkadzać poszłem z tamtą jak najszybciej i na moje szczęście zamurowała mnie na tylko długo , że dziki zdążyły już obejśc ambone :D
Ps. Wsumie mam 14 lat więc jak na kilka lat zajmowania się owadami to nawet przygody miałem nie takie złe :twisted:
kuzyn Benedykt
Posty: 5
Rejestracja: wtorek, 12 czerwca 2007, 10:15
Lokalizacja: Bieszczady

Post autor: kuzyn Benedykt »

W mojej krótkiej karierze entomologicznej miałem tylko jedną śmieszną przygodę.
Łapałem mianowicie na pewnym pastwisku rusałki, które wtedy kompletowałem, kiedy w pewnej chwili zobaczyłem, że podchodzi do mnie właściciel pastwiska na którym się znajdowałiśmy i pyta się co tam robię i czemu mu krowy strasze? Odpowiedziałem, że łapie owady, a on (powaga):
-Znaczy się robaki?
-Nie tylkote, które mają sześć nóżek
-No a węże, pająki? :?
-Nie ich nie łapie to nie owady...
- Wszystko robal, trzeba bić! :shock:
I facet na moich oczach rozgniótł pszczołę na mniszku :evil:
Ta przygoda jest jednak mało śmieszna...pokazuje jednak polskie społeczeństwo, całe szczęście takich ludzi jest coraz mniej...ale żeby pszczołę zabić?! :evil:
Awatar użytkownika
Miłosz Mazur
Posty: 2567
Rejestracja: czwartek, 26 stycznia 2006, 11:33
UTM: CA08
Specjalność: Curculionoidea
profil zainteresowan: Muzyka metalowa, fantastyka, gry planszowe
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle/Opole
Podziękował(-a): 1 time
Kontakt:

Post autor: Miłosz Mazur »

Przygód to ja już miałem nie mało. Standardem jest zainteresowanie tubylców kiedy w nocy świecę na ekran ale kiedyś najadłem sie strachu gdyż świecąc w górach wychynęli nagle z ciemności dwaj jegomoście z kałachami :!:
okazało się że to straż graniczna myślała że jakiś przemyt uprawiam (a było to na polsko-czeskiej granicy).
Kiedyś zaś szukałem starego kamieniołomu, kserotermy i te sprawy, idę sobie z czerpaczkiem i pytam jakichś jegomości jak tu dojść do kamieniołomu a ci do mnie ze tam i tam ale nie mam co tam iść bo "tam nie ma rybów"
pare razy złapała mnie też straż rybacka na stawach :mrgreen:

Ciekawych przygód życzę
Awatar użytkownika
Tawulec
Posty: 1745
Rejestracja: wtorek, 13 września 2005, 19:00
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Tawulec »

Rok temu byłem w Bralinie, kilkadziesiąt km od Wrocławia, w okolicy nie ma żadnej wody, idę leśną drogą, a tu nagle wychodzi mi na przeciw starsza babcia :) . "O, złapałeś już coś na obiad?"...
Babci się coś musiało pomylić, no ale... Że nie ma wody to oczywiście szczegół, a babcia mało spostrzegawcza chyba :D
Ludze czesto myślą, że siatka jest tylko na ryby...
Dla naszego społeczeństwa "ci co zbierają robaki" to (niestety) banda wariatów... Mam nadzieję, że ulegnie to zmianie :)
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Piotr Glac
Posty: 162
Rejestracja: niedziela, 22 kwietnia 2007, 23:07
Lokalizacja: RZESZÓW

Post autor: Piotr Glac »

Ja ostatnio chodząc po torfowiskach gdzieś za Biłgorajem spotkałem tubylca - widać bardzo zaciekawiony był po co mi siatka i czego szukam w "jego" lesie. Zamieniłem z nim parę słów, wytłumaczyłem że motyli szukam - wydawało mi sie że uwierzył, niestety...niektórzy są naprawdę tępi. Jak już odjeżdzałem dał mi rade, cytat:

"NA HALUCYNKI TO W SIERPNIU - WTEDY JEST WYSYP..."
baiwo
Posty: 183
Rejestracja: poniedziałek, 10 kwietnia 2006, 18:39

Post autor: baiwo »

Witam, mnie też zdażyło się kilka przygód entomologicznych, pierwsza gdy zaczynałem łapać motylki, nie wiem ile miałem wtedy lat ale koło 15. Wchodze na łąke pelną ostów w poszukiwaniu ciekawych rusałek i nagle słysze jakieś jęki, chyba nie musze mówić co to było, powiem tylko że wyłoniła się para starsza odemnie może o 3 lata i musze przyznać że obleciał mnie cykor, bo koleś nie miał zaciekawej miny. Podobne przypadki zdażały mi się często, np jak to maluch z otwartymi drzwiami zawierał w sobie rozchylone damskie kolana i zagłębiającego się w nich męskiego ... osobnika:) Jeżeli chodzi o nocne połowy to w tym roku udało mi się zniechęcić parę ktora wjechała do lasu autem (co jest zresztą nielegalne) od nocnych zabaw na tylnym siedzieniu. Gdy zobaczyli mój ekran rozwieszony na siatce ogrodzenia uparwy chyba uwierzyli w E.T.
Do standardu należą też pytania: czego szukasz i po co Ci to; niekoniecznie od laików. Raz takie pytania padły z ust leśniczego ktory widząc czlowieka przegladającego wałki na mygle skojarzył mnie z złodziejem.
Czasem gdy przeglądam wałki lub mygły padają pytania od ludzi: a po ile to drewno i jakie to? Ostatnio jeden dziadek taki był dociekliwy że musiałem mu wszystko tłumaczyć (jestem leśnikiem z wykształcenia) i posłać pod tablice ogłoszeń pod siedzibą leśnictwa w celu zapoznania się z aktualnym cennikiem drewna.
MarcinW
Posty: 86
Rejestracja: niedziela, 29 lipca 2007, 15:19
Lokalizacja: Bełchatów CB89

Post autor: MarcinW »

Raczej to jest ciekawostka...
Czesto siedzac w kuchni spozywajac zasluzona kolacje daje lampke na okno i na szybe przylatuja jakies owadziska. Blisko las i zarazem warunki komfortowe - widze co przylatuje. Pewnego razu moje "nęcenie" wykorzystał nietoperz i zarąbiście zdjąl mi z okna wszytskie wieksze owady - zawisaki borowce i barczatki ...był szybki i nic nie udało ciekawszego zdjąc... :wink:
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 128
Rejestracja: wtorek, 30 maja 2006, 17:36
Lokalizacja: Londyn , czasami Olsztyn

Post autor: Dragon »

ja miałem 2 przygody
1) Moja pierwsza przygoda dotyczyła Trzpiennika olbrzyma - Idę sobie po górach, z rodziną i nagle słyszę tekst - Nie ruszaj sie to szerszeń!!! Patrzę a tu facet żona próbują pomóc synkowi Okazało sie że na szyi dzieciaka usiadł wspomniany owad a rodzic narobił rabanu... Zdjąłem go mu z szyi. I w ten sposób zdobyłem kolejny okaz do kolekcji...
2) tak się złożyło że odcinek szkoła-dom miałem krótki więc codziennie piechotką. I pewnego razu zauważyłem że koło mojej babci trwa budowa.. ale nie o tym. idąc zauważyłem mieniaka tęczowca i "wodziłem za nim" wzrokiem. W końcu straciłem go z oczu i musiałem stanąć aby ponownie "wytropić" zbiega...
niestety stanąłem obok 2 typowych polskich roboli - oni do mnie z pyskiem co ja tu robię
- Szukam mieniaka
- czego?
- To taki motyl
- motyle są na łąkach
Oczywiście powiedzieli to tak że wiedziałem "że mam sobie pójść" :?
Awatar użytkownika
Wujek Adam [†]
Posty: 3305
Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
UTM: DC98
Specjalność: Cerambycidae
Lokalizacja: Warszawa

Na niemieckim stoliku

Post autor: Wujek Adam [†] »

To i ja coś opowiem:
Było to lat temu 5 czy 6. Siedzimy z Izą na "10-tym kilometrze" w Puszczy Białowieskiej. Wtedy była tam jeszcze czynna knajpka. Zajmujemy stolik na świerzym powietrzu i zamawiamy browarek. Lipiec, upał, przy stoliku obok turyści szprechający po germańsku. Nagle nad naszymi głowami przelatuje duży kózkowaty i siada na reklamowym parasolu rozpostartym nad niemiaszkami. Od spodu przez jasny plastik widzę sylwetkę owada: samica Stenocorusa? Pachyta? Nie wytrzymuję i podchodzę sprawdzić. Owad kręci się nerwowo, zaraz odleci! Krzyczę do Izki:
- Strącę to cudo, a ty łap jak będzie spadać!
Włażę na ławkę między zbaraniałymi Niemcami, a potem wchodzę na stół lawirując między kuflami i kiełbaskami z grilla. Staję na palcach i od spodu pukam w parasol. Owad zsuwa się po śliskiej powierzchni. Izka asekuruje przyjmując pozycję jak bramkarz w oczekiwaniu na karnego. Po trzecim puknięciu chrząszcz dociera do brzegu parasola po czym... rozkłada pokrywy, wyciąga skrzydła i odlatuje w kierunku ściany lasu :cry: .
Schodzę ze stołu bąkając jakieś przeprosiny. Wracamy na nasze miejsca i kontynuujemy przerwane spożywanie browarku. Po chwili zerkam na Niemców. Siedzą z niezbyt mądrze otwartymi japami nic nie kapując. Gdybyśmy przynajmniej schwytali zagadkowego "robala", możnaby im pokazać, po co była cała ta akcja. A tak zostawiamy ich w osłupieniu i kompletnym niezrozumieniu sytuacji.
Ciekawe, czy do dziś opowiadają swą przygodę z dziwnym Polakiem, który w środku lasu nagle zapragnął zatańczyć na ich stoliku, a po chwili dziwnych wygibasów z nieznanych powodów się rozmyślił?
Pozdrawiam czekając na dalszy rozwój tego wątku :wink: .
Wujek Adam
Bartek Pacuk
Posty: 3310
Rejestracja: wtorek, 9 października 2007, 22:25
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time

Post autor: Bartek Pacuk »

Ja miałem z kolei spotkanie w pociągu z pewną sympatyczną panią - ale po kolei :) Było to w 2005, kiedy jeździłem na moją magisterską powierzchnię badawczą w Białośliwiu pociagiem osobowym na trasie Toruń - Piła (z przesiadką w Bydgoszczy). Praca była z biegaczowatych, co jakieś 2 tygodnie jechałem opróżnić pułapki Barbera. To co z nich wyjąłem musiałem rzecz jasna przewieźć do Torunia - w praktyce okazy załadowane do moczówek, a te do plecaka. śmierdziało to niekiedy całkiem zacnie, trochę trupem, trochę alkoholem. Do tego po całym dniu łażenia po lesie sam też mogłem pachnieć nieświeżo, a i odzież terenowa też niezbyt czysta...Będąc w takiej postaci (do tego zmęczony, więc trochę przysypiałem na siedzeniu) spotkałem właśnie ową panią - dosiadła się obok :) Spojrzała na mnie i pewnie mnie wzięła za jakiegoś bezdomnego żula (brudny, zarośnięty, śmierdzący, a i głodny zapewne),a że miała jakieś zakupy, to zaproponowała, że mi odstąpi parę bułek. Ja choć głodny faktycznie byłem, jednak grzecznie podziękowałem i wróciłem do przerwanej drzemki. Na najbliższej stacji się przebudziłem - rozglądam się, gdzie też dojechałem i widzę, że mojej sąsiadki już nie ma - zapewne wysiadła. Za to na stoliku przy oknie leżały wspomniane już świeżutkie bułeczki w liczbie bodajże 5 :) Taka miła niespodzianka - musiałem wyglądać na tyle kiepsko, że pani zrobiło się żal i postanowiła mi pomóc...Bułki zjadłem ze smakiem, a anonimową panią oczywiście serdecznie pozdrawiam :)
Bartek Pacuk
Posty: 3310
Rejestracja: wtorek, 9 października 2007, 22:25
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time

Post autor: Bartek Pacuk »

I jeszcze jedna historia, nieco świeższa, z września bieżącego roku. Było to podczas obchodzonego na toruńskim bulwarze Dnia bez Samochodu. Miałem tam okazję poopowiadać conieco ludziom o naszych krajowych chrząszczach, podpierając się najbardziej charakterystycznymi gatunkami (podziękowania dla Krzysztofa Szpili za pożyczenie stosownej gabloty :) ) I przyszedł taki jeden facet - popatrzył, pomyślał i tak mówi wskazując na guniaka: Panie, u mnie to się takie kiedyś w domu zalęgły, pozbyć się nie mogłem! I wyjaśnia mi, jak to on je zwalczał chemią i że kilkaset złotych na to wydał. Widząc, że coś się gościu pomylił pytam, czy aby karaluchów jednak nie miał, ale on że nie, że to na pewno to i znów na tego biednego guniaka wskazuje...Ostatecznie jednak, widząc, że go nie przekonam, pogratulowałem mu, że się tej plagi pozbył :wink:
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Przeczytałem z zainteresowaniem przygody kolegów i nasuwa się myśl że społeczeństwo nasze mimo tego że środek Europy jest zupełnie niezorientowane że istnieje grupa ludzi interesująca się owadami. Moja przygoda. Rok 2004 Peru środek lasu deszczowego okolice San Ramon do najbliższej miejscowości pewnie z 10 km. Na ścieżce ja sam. Akurat kopertuję jakiegoś Heliconida na kolanach i jestem całkowicie tym pochłonięty. Nagle usłyszałem szelest i za zakrętu wyszło dwóch młodych tubylców brudni lekko śniadzi jeden w ręku trzyma maczetę strasznie zardzewiałą drugi strzelbę skałkówkę pamiętającą chyba czasy konkwistadorów. Skóra na plecach mi się zmarszczyła z wrażenia pierwsza myśl utną mi łeb a zwłoki zrzucą ze ścieżki i nikt mnie nigdy nie znajdzie. Podeszli bliżej grzecznie się przywitali przechodząc obok mnie jeden rzucił okiem na siatkę a mariposas stwierdził ze zrozumieniem coś jeszcze bąknął życząc mi dobrych łowów i oddalili się w swoją stronę. Ze mnie zeszło powietrze , minę musiałem mieć nie tęgą. Teraz analizując całą sytuację miejscowi tubylcy niczemu się nie dziwili może częściej musieli spotykać entomologów.
Awatar użytkownika
Jarosław Bury
Posty: 3567
Rejestracja: niedziela, 19 lutego 2006, 20:28
Lokalizacja: Podkarpacie
Kontakt:

Post autor: Jarosław Bury »

To i ja opiszę moją ostatnią "wyprawę z przygodami" - parę dni temu zaplanowałem wycieczkę do Rumunii, która miała być rekonesansem, przed kolejną wyprawą do Transylwanii. Plan był prosty - wyjazd wczesnym ranem, 8 godzin jazdy, nocleg w ok. Cluj-Napoka.

Pierwsze dwa etapy podróży poszły jak "spłatka" - i tak dotarliśmy na Węgry!
I tu zaczęły się przysłowiowe schody - najpierw nieoczekiwaną przeszkodą okazał się zlot motocyklistów, których masowy pojaw zablokował na kilka godzin ok Tokaja, skądinnąd b. interesująca i barwna impreza...
Nie obyło się niestety bez wypadku z udziałem motocyklisty - korek sięgał na kilka, może kilkanaście kilometrów, zdesperowani kierowcy omijali zablokowany odcinek na przełaj lub polnymi drogami, co samo w sobie wyglądało niezwykle.

Po małych nieścisłościach interpretacyjnych w ok Nyiregyhaza i Nyierbator dotarliśmy wreszcie do granicy z Rumunią, gdzie poddano nas drobiazgowej rewizji samochodu (tam celnicy o dziwo jeszcze działają) i szczegółowo wypytano o cel wyjazdu...

Gdy wreszcie wieczorem dotarliśmy do Carei, i wjechaliśmy w głąb kraju - nagły telefon z domu zawrócił nas z drogi!!!

Jakie było zdziwienie węgierskiego celnika, gdy po ok. 2 godzinach wracalismy z Rumunii - bo przecież nie mogliśmy dojechać i wrócić z Cluj w tak krótkim czasie - ponownie więc poddano nas, tym razem jeszcze dokładniejszej i bardziej czasochłonnej rewizji...

I tak oto z dobrze zapowiadającej się wycieczki pozostało mi właściwie jedno pamiątkowe zdjęcie, które zamieszczam poniżej...
Załączniki
Pamiątka z wycieczki do Rumunii...
Pamiątka z wycieczki do Rumunii...
Original image recording time:
2009:08:15 12:56:43
Image taken on:
sobota, 15 sierpnia 2009, 10:56
Focus length:
105 mm
Shutter speed:
1/125 Sec
F-number:
f/5
Camera-model:
NIKON D70
DSC_2230a(8x6)09.jpg (85.51 KiB) Przejrzano 5012 razy
jon

Post autor: jon »

:) :) Trzeba było chociaż koło tej tablicy jakiegoś bielinka rzepnika złapać. ;)
Ja się wybrałem w "Boże Ciało" na motyle no ale przez moherową armię nic z tego nie wyszło. Babcie bardzo powoli szły, a żeby się zebrać i wyjść z kościoła to trwało jeszcze dłużej. Od razu przypomina mi się scenka Jasia Fasoli jak schodzi po schodach ale drogę blokuje najpierw babcia potem dziadek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże i ekspedycje entomologiczne”