Ja przyrodą i owadami interesowałem się od wczesnego dzieciństwa, u babci była taka niezwykła dla mnie przedwojenna książka Bohdana Dyakowskiego, "Z naszej przyrody", pasjonujący opis rodzimej flory i fauny w pięknej polszczyźnie, z mnóstwem rycin w tekście i 24 kolorowymi litografiami – istne arcydzieło edytorskie. Narrację zdobią gęsto cytaty z poetów – Mickiewicz, Konopnicka, Rydel, Pol, Syrokomla, Lenartowicz i wielu innych, o których już nawet poloniści zapomnieli. Szczególnie pamiętam te kolorowe tablice, które starały się pokazać zwierzęta w środowisku, a więc takie trochę komiksowe historyjki- mamy las a w nim ptaki, ssaki, owady itp- przy każdym numerek i opis. Takie książki wówczas były rzadko wydawane, trudno je było dostać (choćby czeskie encyklopedie ze zdjęciami Stanka) Ta książka bardzo zainteresowała mnie przyrodą, no a oczywiście owady były "najbardziej pod ręką" Musze ją sobie kiedyś kupić.....
o dziwo Dyakowski jest na allegro
http://allegro.pl/z-naszej-przyrody-191 ... 03295.html
Druga książka, już bardziej "entomologiczna" która zresztą z sentymentu mam do dzisiaj to "Pazie i Rusałki" z ilustracjami Jerzego Heintzego i tekstami Zdzitowieckiej, też w sumie opisy w "dawnym poetyckim stylu" zbliżone do Dyakowskiego. Pewnie niejeden z was ją kiedyś miał

ona mnie ukierunkowała na motyle
Z tym że owadów dłuższy czas nie zbierałem, impulsem do tego było znalezienie utopionego w kałuży "gigantycznego" dyląża garbarza. Wówczas babcia odnalazła mi na strychu zapomnianą od lat gablotkę dziadka, który kiedyś też zbierał owady (gdzie wśród pyłu , trocinek, resztek odnóży i pancerzyków pozostałych po żerowaniu skórnikowatych sterczały szpiliki....jedynie głowa jelonka się ostała "mało naruszona"). Był to jakiś koniec podstawówki.
Gablotka została oczyszczona, oszklona i tam zaczęła się gromadzić moja kolekcja motyli. Dziadek nauczył mnie preparacji i kibicował mi od strony "łowieckiej". Babcia dała pończochę na pierwszą siatkę. To były emocje!!!! Pierwszy admirał złapany na opadłych śliwkach. Łowy na mieniaka, który zalatywał na podwórze gospodarstwa i długo nie dawał się złapać, pierwszy paź królowej czy pierwszy żałobnik!!! Żeglarki i circe łapane w palce w czasie wycieczki z rodzicami na Węgry (pamiętam że było to na wzgórzu Gellerta nad Budapesztem- tych gatunków było pełno i dawały się podejść...nie miałem ze sobą siatki) Conocne sprawdzanie światełek wokół domu (nie wiedziałem jak trzeba świecić) i pierwsze kolorowe ćmy jak niedźwiedziówka nożówka czy zawisaki.....
Poniekąd te pasje jakoś mnie ukierunkowały "zawodowo" bo studiowałem na SGGW i potem 5 lat spędziłem w Katedrze Entomologii. Z tym ze jakoś nie miałem zacięcia do pracy naukowej, wydawała mi się mało przydatna, zresztą początek lat 90-tych nie był zbyt sprzyjający dla nauki, a otwierało się mnóstwo możliwości. Nie żałuję tych decyzji - na 50 lecie mojej byłej katedry byłem na spotkaniu i stwierdziłem, że przez ponad 20 lat mojej "nieobecności" nikt "młody" nie został tam profesorem. Kadra profesorska się nie zmieniła....
No a pod koniec lat osiemdziesiątych zacząłem fotografować i coraz mniej nabijać na szpilki. Zacząłem chodzić na zebrania towarzystwa entomologicznego na Wilczą, gdzie poznałem wielu pasjonatów, którzy wciągnęli mnie "dalej" w motyle, zaczęło się jeżdżenie po Polsce. Tu muszę wspomnieć Piotra i Pawła Sembratów, z którymi zresztą odbyłem pamiętne "safari w Pirenejach" w 1992, Jerzego Heintzego, który był "duszą" ówczesnych spotkań, Tomka Pyrcza, który wówczas mieszkał w Warszawie, Janka Tatarkiewicza który znakomicie znał motyle Pienin i okolic. Mam nadzieję, że uczestnicy tych spotkań pamiętają moje prelekcje ze slajdami.....Potem trochę się wycofałem, dzieci, praca itp, entomologia to hobby.....bywam rzadko, ale czasy Wilczej bardzo miło wspominam.
Teraz to już praktycznie tylko fotografia, coś tam czasem złapię rzadszego "dla kolegów". Obecnie najbardziej pociąga mnie hodowla i fotografowanie stadiów rozwojowych motyli dziennych.