
Od tej wiosny zamierzam rozpocząć kolekcjonowanie chrząszczy. Przeczytałem trochę artykułów i poradników, kupiłem gablotę, szpilki, klej i kartoniki. Póki co nie mam jeszcze octanu etylu, który ponoć jest niezbędnym i jedynym dozwolonym środkiem do uśmiercania owadów. I tutaj pojawia się moje pytanie...
Moja dziewczyna brała udział w olimpiadzie biologicznej. W ramach oficjalnych szkoleń i warsztatów przygotowujących, zadaniem kandydatów było między innymi uśmiercić, a następnie przeprowadzić sekcję pluskwiaków, chrząszczy i karaczanów. W tym celu profesorowie i doktorzy kazali kandydatom... Zanurzać owady pod wodą. Tak długo, aż zatrują się z powodu zbyt dużego stężenia dwutlenku węgla w organizmie (czy jakoś tak). Ponoć taka śmierć jest dla owada bezbolesna i zwierzę po prostu "zasypia".
Co o tym sądzić? Jak taki sposób zabijania ma się do etyki entomologicznej? Brzmi na tańszy i łatwiejszy niż zatruwanie octanem, chociaż podejrzewam, że topienie delikatnych owadów mogłoby uszkodzić je mechanicznie.
Drugi sposób uśmiercania wyczytałem w książce "Żądła Rządzą" (Dave Goulson, 2017). Autor pisze - pozwolę sobie zacytować: "Z książki Studying Insects nauczyłem się również, jak w słoiku urządzić śmiertelną pułapkę. Wystarczy wsypać na dno pokruszone liście laurowe, które po rozdrobnieniu wydzielają cyjanek. Po kilku minutach jest go w słoiku dostatecznie dużo, by motyla zmorzył wieczny sen.".
Ten sposób również wydaje się tańszy i łatwiejszy niż zabawa z octanowymi zatruwaczkami... Chciałbym poznać zdanie ekspertów w tej kwestii
