ciągnę temat dalej, bo nie mogę pogodzić się z tym, że uważacie moją pracę za profanację. Pokazałem przykład, że można zamiast żmudnej preparacji zastosować szybką mającąna celu zabezpieczenie okazu do dalszych badań zgodnie z zasadą (którą sam wyartykułowałem), że ważniejszy jest okaz niż jego wygląd. Nie zgadzam się z Waszą oceną (nie mówiąc, że epitety i wyzwiska są nie do przyjęcia, ale nie ciągnijmy tego).
Po kolei, ja opiszę co jest dlaczego tak jak jest a Wy (ktokolwiek) mi napiszcie dlaczego to jest źle. Dla mnie to jest dobrze, bo:
1 - mrówki z rójki- naklejone są łatwo dostepne do obejrzenia i odnalezienia później w zbiorze. Lepiej przechowuje się na kartoniku niż fiolkę wśród setek, tysięcy fiolek. Te mrówki znajdę w ciągu minuty w swoim zbiorze. Fiolki mógłbym nie znaleźć nigdy. mrówki po obejrzeniu, jeśli okazą się wogóle interesujące będą mogły być spreparowane przez posiadacza dowolnie. Naklejone są na cienkiej warstawie kleju wodnego. Czy tak przechowywane mrówki dla błonkówkarzy to jakiś problem? Nie wiem, nie mam doświadczenia w zabezpieczaniu mrówek i może nie powinienem ich wcale brać... Było ciekawe zjawisko to wziąłem ich trochę, choć mrówki mnie absolutnie nie interesują.
2 - Alosterna tabacicolor. Mam ich więcej, zamierzam przejrzeć zmienność, potrzebuję mieć okazy pod reką, w takim stanie. Mam ich wystarczająco wiele ładnie spreparowanych w zbiorze i nie mam najmniejszego powodu produkować więcej okazów do zbioru.
3 - Coś wyłowiłem z pułapki glikolowej, nie wiem co to jest (wyszło ze starego zmurszałego pnia ponad 120 letniego drzewa....) i nie zależy mi na okazie. Mogłem go wyrzucić, zrobi to ktoś lub nie wyrzuci. Mnie interesuje, co to jest, bo materiał z którego wyszedł jest niebanalny. interesuje mnie tylko nazwa, okazu nie potrzebuję i nie zamierzam nim nikogo obdarowywać, tak by nie poczuł się źle z powodu jakości okazu. Wystarczy że mi powie - "pospoliciuch, pełno go" i odzyskuję szpilkę. Jeśli to będzie coś wartego publikacji - dobrze, że ich nie wyrzuciłem.
4 - skrzydło Molorchus. Mam gablotę skrzydeł Cerambycidae, zająłem się studiowaniem ich budowy, i tak je właśnie rozkładam i przechowuję. Wstepnie je suszę "na prosto", potem naklejam.
5 - Schyliki (Mordelidae). Paweł Jałoszyński pokazywałw tym wątku, jak przechowuje się owady które trudno nakleić. A te schyliki bardzo trudno jest nakleić prostopadle. Była niedawno dyskusja na temat jednego gatunku, więc chociaż ich nigdy w terenie nie zbieram to te zebrałem. Dalsza instrukcja jak przy 3 - sprawdzenie i kosz, dane zostają.
6 - O przeziernikach już pisałem. To one Was najwyraźniej tak bolą, bo - cytuję: "to jest taki rzadki gatunek, że wszystko za niego można dostać, a w tym stanie nie da się z nimi już nic dalej zrobić". A skoro go mam, to go hoduję, a jeśli go hoduję to po co? Pisałem już i powtórzę - przezierniki są efektem ubocznej mojej hodowli, pojawiają się mi się w hodowlarce najczęściej już martwe, utopione w glikolu. Takie wyławiam i myję i doprowadzam z wcale niemałym nakładem pracy do stanu jak na zdjęciu - załączam fotkę wstepnie uż umytych trupków. Notuję daty pojawiania się wszystkich okazów. Skrzydła okazów są dość sklejone, trudno je rozłączyć, glikol jest lepki, nawet po umyciu. Takie są realia, w jakich się pojawiają. Nie widzę innej ani lepszej metody co z nimi można zrobić inaczej. Może ktoś ma pomysł, co zrobić z kilkudniowym, martwym zatopionym przezernikiem z glikolu? (w sytuacji, w której ich nie zbieram! i nie zamierzam 25 lat obmyslać sposobu na jego uratowanie

7 - bucz (rośliniarka) - po sprawdzeniu co to za gatunek (raczej wiem, ale to nie moja działka) okaz podaruję komuś, kto robi zbiory szkodników. W takim stanie dostanie go zapewne jakiś student. Szkoda wyrzucać w sytuacji, w której ktoś mnie prosił o takie okazy i nie muszą być lepsze.
To 7 przykładów róznych sytuacji, kiedy odstąpiłem od żmudnej preparacji owadów - bo i tak jestem ZAROBIONY i nie starcza mi już czasu na preparowanie wszystkiego, co mi się wylęga. Może z tych 1, 3, 5, 7 nic interesującego nie wyniknie. W przypadkach 2 i 4 tak właśnie postępuję - skrzydła tylko tak a seryjki pospolitych gatunków czasem właśnie tak.
Jak pisałem, wszystko to świeży materiał zdjęty ze stołu, w okresie schnięcia, dlatego jeszcze nie ma etykiet.
I proszę o jakieś merytoryczne uwagi, bez nerwów, bluzgów. Mam nadzieję, że jasno przedstawiłem (merytorycznie) co i dlaczego i niech mi tu ktoś napisze, gdzie jest niechlujstwo i czego jeszcze nie rozumie w moim działaniu, to postaram mu się to wytłumaczyć.
PS.
Materiał z hodowli jest szerzej zakrojonym działaniem obliczonym na rozpoznanie owadów z wielu grup. Ze starych pni lęgną się rózne ciekawe insekty, wiosną wyszło sporo błonkówek, teraz już raczej tylko chrząszcze i jakieś przekolorowe motylki..... ładne, ale nie mam pomysłu, jak je zabezpieczać. Ich połyskliwe skrzydła i kontrastowe kolory są widoczne jeszcze tylko wtedy, gdy pływają po powierzchni, ale przy próbie wyłowienia sklejają się skrzydła i niszczą się. Dlatego nawet ich nie zabezpieczam, nie biorę dla nikogo, chociaż mogą to być bardzo dobre puszczańskie gatunki. Może ktoś ma pomysł, jak je zabezpieczyć?
I na koniec - na Forum będę mógł odpisać wieczorem.