Również z wielką przyjemnością zapoznałem się z opiniami Profesora, tym bardziej że na co dzień nie mam okazji poruszać takich tematów; nikogo z moich znajomych ani trochę one nie zajmują. Zadziwia mnie przy tym, że tak bardzo moje poglądy różnią się w konkretnych kwestiach od tych opinii.
To zdanie jest tak samo prawdziwe jak twierdzenie, że nie Darwin był ojcem teorii ewolucji (no bo wcześniej był Lamarck i Erazm Darwin). Gdyby Wilson nie napisał tego ostatniego rozdziału w "Socjobiologii - nowej syntezie", a następnie "O naturze ludzkiej" to pewnie socjobiologia człowieka byłaby jeszcze w powijakach. W nauce impuls intelektualny często ma większe znaczenie niż konkretne badania. Sam Wilson nie robił żadnych badań na człowieku, ale ta ogromna krytyka wokół jego socjobiologicznych dywagacji na gatunku Homo sapiens była ogromnie inspirująca i bez tego raczej nie doszło by do tak szybkiego rozwoju psychologii ewolucyjnej. To pomniejszanie jego wpływu przypomina mi częste w polemikach traktowanie w takim sposób Dawkinsa - "przecież on nic naukowego nie zrobił, pisze tylko książki popularnonaukowe", Daj Boże, aby wszyscy zajmowali się popularyzacją nauki w taki sposób.
Gdyby nie autorytet z jakim mam do czynienia oceniłbym powyższy wywód jako ewidentnie nieuzasadniony. Praca Wilsona zostałą opublikowana w 1975 roku. Tymczasem już rok później Dawkins wydał "Samolubny gen", niezależnie od "Socjobiologii". Dziś, z perspektywy czasu, można ocenić obiektywnie, ze to ta druga praca wywarła większy wpływ na rozwój socjobiologii w obecnym kształcie. Zmieniła sposób patrzenia na rolę i miejsce człowieka w przyrodzie nie tylko w środowiskach akademickich. Terapia szokowa dokonała się również wśród tysięcy zwykłych czytelników.
"Socjobiologia" nie była próbą przekazania istoty nowego sposobu myślenia, jak ocenia Ullica Segerstralle. Wilson był wtedy, i pozostał na długie lata, zdecydowanym obrońcą idei doboru grupowego, podobnie jak większość z tzw. szkoły harvardzkiej, na czele z Lewontinem i Mayrem. Z lekceważeniem, wręcz jawnie krytycznie odnosi sie w swym dziele do koncepcji Billa Hamiltona (dobór krewniaczy), Roberta Triversa (altruizm odwzajemniony), Johna Maynarda Smitha (ESS) i George'a Williamsa (słynna doktryna wykluczająca wyjaśnienia dotyczące zachowań grupy w kontekście biologii ewolucyjnej). Wilson sprzeciwiał sie temu wszystkiemu, co ukształtowało socjobiologię. Jesli cokolwiek można mu przypisać, to autorstwo samego terminu socjobiologia.
Dawkins dla odmiany uznaje Hamiltona za twórcę podwalin dla socjobiologii. A z osiągnięć pozostałych wymienionych wcześniej ewolucjonistów czerpie całymi garściami.
Porównanie do Darwina także jest nie na miejscu. Erasmus dostrzegł jedynie, ze organizmy ewoluują. Istotą teorii Charlesa zaś było ujawnienie motoru tych zmian oraz ich skali.
To co jest zmianą ilościową, a co jakościową w ewolucji nie wynika z naszych poglądów ale z metodologicznej poprawności pojęcia jakości i ilości. Większość cech tzw. ludzkich występuje w mniej lub bardziej rudymentarnej postaci u naczelnych, a nawet innych zwierząt (walenie, słonie itd.), a ponieważ socjobiologia jest nauką kognitywną to musimy te zależności widzieć i kojarzyć. Powołuje się kol. Avidal na Pinkera, a to właśnie on chyba najlepiej ten problem przedstawia (w Tabula Rasa). U człowieka występuje ogromna liczba unikalnych zachowań, ale wiele z nich ma charakter hypertrofii kulturowych, a te ewoluują w większości przypadków poza selekcją i robią dużo szumu informacyjnego. Ale nie są to nowe jakości w ewolucyjnym sensie znaczenia. Oczywiście tak długo, dopóki nie będą obniżać wartości przystosowawczej, wtedy zadziałają zwykłe mechanizmy doboru. Żadne zwierze z pewnością nie wytnie sobie prącia i jąder w imię religijnych racji (tak jak robiła to sekta skopców), ale takie zachowanie obniża wartość przystosowawczą do zera i jest po pewnym czasie eliminowane (bo takie osobniki nie przekażą dalej ani swoich genów ani zwariowanych memów).
Konsekwentnie ogranicza się pan do analizy pod katem doboru naturalnego. Proponuję zapomnieć na chwile o doborze naturalnym. Bywa przecież, że ślepnie on na geny podróżujące na gapę, czyli takie, które tylko dlatego zostają przekazane z pokolenia na pokolenie, ponieważ stanowią integralną część przydatnego adaptacyjnie poligenu. Albo traktuje ulgowo takie, których miewają janusowe oblicze. Jeśli dana cecha umysłowa jest fragmentem mempleksu, może pozostać niezauważona. A jej selekcja zamknie się w obszarze ewolucji memetycznej. Jeśli nawet w szerszej perspektywie zostanie ostatecznie odrzucona, tu i teraz ulega ekspresji. Istnieje, nie jest fantomem. Nie muszę chyba dodawać, ze ewolucja biologiczna nie nadąża za kulturową. Proszę choć spróbować rozwazyć taką ewentualnosć.
Poza tym bardzo ważny jest tutaj historyczny precedens. Choć Homo sapiens podlega zdecydowanie najobszerniejszej liście zachowań instynktownych, to dzięki zaawansowanej samoświadomości potarfi je w niespotykanym dotąd stopniu kontrolować. Ponownie przytaczam tutaj myśl o tym, ze natura zastawiła pułąpkę na samą siebie, licząc na to, ze się pan do niej odniesie.
A Pan może? Na jakiej podstawie? Jeżeli śledzi Pan rzeczywiście postępy memetyki to powinien wiedzieć, że niektóre modne w niej koncepcje (np. propagowane przez Susan Blackmore) traktują wiele memów np. te dotyczące religii jako formę infekcji, a więc rodzaj patologii. Zachowania z pobudek religijnych mogą więc być w wielu przypadków patologiczne i prowadzić do znacznego obniżenia wartości przystosowawczej. Już któryś z kolegów w tej dyskusji stwierdził, że o. Kolbe swoim zachowaniem wykluczył swoje geny z dalszej gry, więc z ewolucyjnego punktu widzenia to jego akt był artefaktem; nota bene identyczny przypadek znam z własnej rodziny; jeden z moich wujów ocalał dzięki identycznemu zachowaniu współwięźnia w czasie masakry na zamku w Lublinie; tamta osoba nie była duchownym i nie doczekała się takiego nagłośnienia jak o. Kolbe jej motywacje więc mogły być jeszcze bardziej altruistyczne ale ewolucyjna ocena tych zdarzeń jest identyczna. Poza tym, gdyby takie zachowania altruistyczne były z socjobiologicznego punktu widzenia bardzo korzystne, to by się rozpowszechniały w populacji. A jednak są skrajnie rzadkie, więc raczej możemy je uznać za hypertroficzne dewiacje.
Śledzę postępy memetyki i ze smutkiem stwierdzam, ze ich dynamika uległą spowolnieniu. Koncepcja wiary religijnej jako umysłowego wirusa jest mi znana, przemawia do mnie. Proszę zauważyć, ze dobor naturalny nie jest - w ograniczonym co prawda przedziale czasowym - tej przypadłości wyeliminować. Dlaczego? Ano dlatego, choćby według Pinkera, że jest ona w prostej linii efektem innych, korzystnych ewolucyjnie cech, jak na przykład skłonności do intencjonalności.
A czy akty bezinteresownosci są aż tak rzadkie, nie mam pewności. Przebiegają one po prostu na różnych poziomach ofiarnosci. O większosci z nich nie donoszą w TVN24. I choć na upartego mozna je wyjaśnić na gruncie socjobiologii w oparciu o Teorię gier i strategi typu wet za wet, takie interpretacje mnie nie przekonują. Dziś już znamy te mechanizmy, rozumiemy je, więc łatwiej nam im się oprzeć. Zdaję sobie sprawę, że jestem miły dla większości ludzi wokół, nawet całkiem obcych, bo w ostatecznym rozrachunku do może się opłacać. Lecz jeśli nawet ocenie, że nie mam szansy na rewanż, ani nawet na uatrakcyjnienie swej wiarygodności (brak świadków), to i tak pozostaję uprzejmy. Nie dlatego, ze to się opłaca, ale dlatego, bo tak należy. Bodźce dzialające na poziomie podświadomości nagle, dzięki zdobytej wiedzy, wychodzą z ukrycia i stają się podatne na odstrzał.
Przede wszystkim medycyna i antykoncepcja nie oszukują doboru naturalnego. Są to powszechniki kulturowe, a więc podlegają prawom ewolucji jak każda inna cecha. Można je traktować jako cechy podnoszące fitness i w tym sensie mogące wpływać na sukces ewolucyjny grup, które je stosują. Może się wydawać dziwne, że stawiam antykoncepcję na równi z medycyną jako cechy podnoszące fitness, ale badania socjobiologiczne i socjologiczne uprawniają do takiego wniosku. Akurat w Europie najwyższy wzrost przyrostu naturalnego mamy w tej chwili w kraju, który ma najbardziej liberalne prawo o stosowaniu środków antykoncepcyjnych. Mam tu na myśli Francję i od razu dodam, że ten wzrost jest najwyższy w populacji "białych" Francuzów, a nie emigrantów. Z kolei badania w innych krajach wykazują, że bez względu na dostęp do środków antykoncepcyjnych najwięcej pierwszych ciąż jest efektem tzw. wpadki. Przyroda więc nieźle się broni. Psychologiczny aspekt dostępu do środków antykoncepcyjnych z kolei dodatnio wpływa na fitness więc może mieć znaczenie dla grup, które je stosują.
Ok. Z antykoncepcją zgoda, gdyż brak mi argumentów takich jak dane statystyczne. Ale medycyna? Szczepionki, antybiotyki, badania prenatalne, a w przypuszczalnej przyszłosci terapie genowe i inzynieria genetyczna, która już dzis dotyczy wielu gatunków poza człowiekiem - wszystko to pozwoli, lub już pozwala, wpływać na pulę genową. A czas przyniesie rozwiązania, któych aktualnie nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, na przykład te związane z projektowaniem od podstaw zarówno całych organizmów, jak i ich budulców, jak choćby nowych białek. A co z doborem sztucznym - czy to nie jest oszukiwanie natury? Podejrzewam, ze przyjmuje pan zbyt konserwatywną postawę.
Ja też, bo w tym właśnie widzę największe możliwości rozwoju tego, co nazywamy człowieczeństwem. Ale dlatego tym bardziej polemizuję z poglądami, które chcą te człowieczeństwo widzieć w oderwaniu od socjobiologicznej ewolucji naszego gatunku.
I tu tkwi podstawowa różnica miedzy nami. Ja dopuszczam istnienie takiej autonomii, ba, uważam ją za pożądaną. Pan się na nią nie godzi.