początki bywają trudne... poradźcie!

Piszczałka
Posty: 92
Rejestracja: niedziela, 5 lipca 2009, 11:45
Gender: women
UTM: DA50
Specjalność: Cerambycidae
Lokalizacja: Beskid Wyspowy

początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Piszczałka »

dnia dzisiejszego, tuż po powrocie do domostwa mych rodzicieli, ledwo co po "wrzuceniu czegoś na ząb" (i to bynajmniej nie owadów) usłyszałam od mojej "mamcyś" : "weź wynieś te glisty łażące po słoikach z mieszkania!" ...

po kilku latach pobierania nauk (teoretycznie przynajmniej, i ponoć praktycznie) i narzekań mych rodzicieli ("przyjechałabyś może do domu, co?") na mą ciągłą nieobecność, ledwo co powróciłam pod wspólną strzechę a jestem skłonna twierdzić iż wnet będą gotowi mnie na bruk moi domownicy wyeksmitować, wraz z koleszkami oczywiście. a to tylko 20(+6 dzisiaj przywiezionych) larw... i to jeszcze spokojnie podjadających zawartość ze swych słoików.

pytanie moje po dzisiejszym dniu brzmi: w jakiż to sposób okiełznać rodzicieli i starszą siostrę? bo mimo iż lata lecą, jako najmłodsza w tym gospodarstwie ("dzieci i ryby głosu nie mają") obawiam się iż będę musiała poczynić ustępstwa, nie wiem jak daleko idące...

JAK PRZEKONALIŚCIE SWYCH DOMOWNIKÓW DO AKCEPTACJI/TOLERANCJI SWYCH ZAINTERESOWAŃ OWADZIMI ŻYJĄTKAMI?
I DO ICH OBECNOŚCI W CZTERECH ŚCIANACH?
UDAŁO SIĘ WAM W OGÓLE PRZEKONAĆ DOMOWNIKÓW?
I JAK TAKOWE PERTRAKTACJE WYGLĄDAŁY?

temat (dla starszyzny do powspominania, dla młodszych do wspólnego podyskutowania, a nawet możliwe iż do praktycznego wykorzystania...) niniejszym otwieram i czekam na poradę jeśliby kto takową znalazł...

:roll:
Awatar użytkownika
Andrzej 54 †
Posty: 239
Rejestracja: niedziela, 13 lutego 2005, 19:46
UTM: CC71
Specjalność: Staphylinidae
profil zainteresowan: rencista o szerokim spektrum zainteresowań
Lokalizacja: Łask

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Andrzej 54 † »

U mnie to jest tak, na owada można się natknąć praktycznie w każdym pokoju a dla mojej żony on nie istnieje. Po prostu tego nie ma. Kosztowało to sporo trudu, nerwów, cichych dni. ale teraz mam spokój. Z wyjazdami na łowy już też nie protestuje. wie że z tym przegrała i musi to akceptować.
Awatar użytkownika
SiejeOwies
Posty: 474
Rejestracja: poniedziałek, 3 września 2007, 18:29
Lokalizacja: Białystok

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: SiejeOwies »

U mnie też odczucia były na początku anty. Ale po pewnym czasie wszyscy się przyzwyczaili ;) Postaw na swoim a będzie dobrze!!
Awatar użytkownika
Malko
Posty: 2007
Rejestracja: piątek, 19 grudnia 2008, 16:06
Lokalizacja: Tarnów/Radłów/Kraków

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Malko »

SiejeOwies pisze:U mnie też odczucia były na początku anty. Ale po pewnym czasie wszyscy się przyzwyczaili ;) Postaw na swoim a będzie dobrze!!
Jestem tego samego zdania trzeba uparcie stać przy swoim ;D
Awatar użytkownika
Miłosz Mazur
Posty: 2567
Rejestracja: czwartek, 26 stycznia 2006, 11:33
UTM: CA08
Specjalność: Curculionoidea
profil zainteresowan: Muzyka metalowa, fantastyka, gry planszowe
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle/Opole
Podziękował(-a): 1 time
Kontakt:

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Miłosz Mazur »

U mnie na początku moje zainteresowania były traktowane jako tymczasowe dziwactwo. Potem bywało różnie ;)
Jednak niezaleznie od tego gdzie mieszakałem w swoim życiu (dom rodzinny, stancja w szkole średniej, wynajęte mieszkanie na studiach, wreszcie moje gospodarstwo domowe wraz z żoną) zawsze był jeden newralgiczny punkt, o który zawsze toczyły się wszelakie boje/dyskusje/awantury itp, itd... tym newralgicznym punktem była... lodówka.
Pomimo że trzymam owady w zamknietych szczelnie pojemnikah i nawet ich nie było widać to świadomość że trzymam we wspólnej lodówce "robaki" była nieakceptowalna od zawsze. Na dzień dzisiejszy mamy z żona rozejm, korzystam z lodówki trzymając w niej owady ale mam do tego celu wyznaczoną jedną półeczkę i jedną szufladę. Ostatnio sytuacja się zaogniła gdy byłem zmuszony trzymac kilkadziesiąt fiolek w zamrażalniku, ale żony to fajne stworzenia, które odpowiednio udobruchane nie mają sumienia krzyczeć na nieszkodliwego wariata, który trzyma "robaki" obok mięsa w lodówce, oby sie tylko nie pomylił robiąc obiad ;)
Awatar użytkownika
Aneta
Posty: 16723
Rejestracja: czwartek, 6 maja 2004, 12:14
UTM: CC88
Lokalizacja: Kutno
Podziękował(-a): 1 time
Podziękowano: 32 times

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Aneta »

To ja mam szczęście - nigdy nie doświadczyłam utyskiwań ze strony rodziny na mojego entomohopla, nawet w kwestii lodówki :lol:
Awatar użytkownika
joannna
Posty: 37
Rejestracja: piątek, 10 kwietnia 2009, 15:44
Gender: women
Lokalizacja: Zakopane/Poronin

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: joannna »

o materiał w domowej żywnościowej zamrażarce była długa walka. tak, bo nagle ożyje, otworzy od wewnątrz zakrętkę i wylezie żeby akurat pomachać odnóżką w stronę mojej mamy.... z resztą nie było źle, od małego znosiłam do domu różne dziwne stworzenia. teraz nawet rodzice chwalą się moimi gablotkami i swoją wiedzą pod tytułem " robaki to masz w tyłku, to są owady".
Awatar użytkownika
Andrzej 54 †
Posty: 239
Rejestracja: niedziela, 13 lutego 2005, 19:46
UTM: CC71
Specjalność: Staphylinidae
profil zainteresowan: rencista o szerokim spektrum zainteresowań
Lokalizacja: Łask

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Andrzej 54 † »

Prawdziwa wojna wybuchła w momencie gdy samiec Oryctes nasicornis raczył wyjść jako imago z kolebki a ponieważ pojemnik w którym się rozwijał osłoniety był gazą więc wydostał się z tego pojemnika i rozpoczął wedrówkę po mieszkaniu. Na moje nieszczęście pierwsza natknęła się na niego żona. Tego spotkania życiem nie przypłacił. Natomiast ja się nasłuchałem, oj nasłuchałem. Później przez trzy dni była błoga cisza. Teraz hodowle przeniosłem na balkon. Na zimę jeśli będzie taka potrzeba wrócą do mieszkania.
Piszczałka
Posty: 92
Rejestracja: niedziela, 5 lipca 2009, 11:45
Gender: women
UTM: DA50
Specjalność: Cerambycidae
Lokalizacja: Beskid Wyspowy

kropla drąży skałę :)

Post autor: Piszczałka »

dziś już dużo lepiej. matula moja stwierdziła "przynajmniej te słoiki do jakiejś skrzynki przełóż"
i kawałek jabłka kruszczycom przyniosła - "bo wycinałam co zepsute". swoją drogą całkiem ładny ten zepsuty kawałek... :D
coś mi mówi że słowo klucz to starsza siostra... dziś nie wchodziła do mojego pokoju.
Awatar użytkownika
Grzegorz G
Posty: 388
Rejestracja: środa, 4 kwietnia 2007, 19:31
Lokalizacja: Będzin-Grodziec

Re: początki bywają trudne... poradźcie!

Post autor: Grzegorz G »

Witam wszystkich biorących udział w tej niezmiernie ciekawej dyskusji.

Ja, jeżeli dobrze pamiętam, nie miałem wielkich problemów. Gdy miałem 4 latka zainteresowałem się mrówkami. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie, ale wiem, że moja mama zawsze jakiś słoik znajdowała, a ja wtedy do niego ziemię, i te biedne mróweczki z podwórka do słoika, oddzielając od kolonii. Teraz tak mi trochę ich szkoda, no, ale ja byłem wtedy tylko dzieckiem. Wiele ich nie brałem, po zdobyciu jakiej-takiej wiedzy na owy temat (gdy miałem 5-6 lat) zbierałem młode królowe, kiedy latały. Nie pamiętam, co z tym robiłem, ale wiem, że słoik miałem wtedy w domu. Jednakże nikt nie protestował, może dlatego, że wtedy moje zainteresowanie ograniczało się do tego 1 słoiczka. Później (1 klasa SP) zaczęły się motyle. U babci znalazłem 1 w swoim życiu gąsienicę kapustnika. Ale wyniosłem się z całą "hodowlą" (dalej 1 słoik) na dwór. Na wiosnę następnego roku dostałem faunabox po jakimś gryzoniu. Trzymałem raz na dworze, raz na przedpokoju w domu. Jednak wszyscy domownicy przyjmowali to bardzo spokojnie. Raz tylko mama się na mnie wściekła, jak stłukłem słoik z tym wszystkim w domu, kazała mi to wywalić na dwór. 2 dni później dalej mogłem prowadzić hodowlę :) Kilka razy mi coś wylazło, ale nikt nie krzyczał. Zdarzyło się nawet, że x gąsienic kapustnika przepoczwarczyło się na ścianie, biurku oraz na suficie w pokoju. Mama się cieszyła razem ze mną, kiedy wykluły się z nich motyle :) Miałem tego coraz więcej z każdym rokiem, ale rodzice lubili, jak im jakiegoś pięknego, świeżo wyklutego owada przyniosłem. W 1 klasie gimnazjum jednak się coś zmieniło. A mianowicie, zacząłem trzymać część hodowli w domu. Aktualnie mam tego bardzo dużo, trzymam w swoim pokoju chyba jakieś 75% hodowli, reszta na dworze. Lecz w tych 75% znajdują się wilczomleczki, które rozpoczęły wędrówki w celu znalezienia dogodnego miejsca na przepoczwarczenie. Nawet nie wiedziałem, ile mam nieszczelności w klatce, w której je trzymam. Wstaję rano, na podłodze z 5 gąsienic. Mało im jednak mojego pokoju! Wyłażą na cały dom, a rekordzista rozpoczął budowanie oprzędu na tarasie :lol: Jednak mama, tata, jak i starszy brat przyjmują to bardzo spokojnie. Mówią tylko "Grzesiu, coś ci znów uciekło/nawiało".

No, więc to taki opis mojej hodowli. A co na to rodzina? Jak już powiedziałem-bardzo spokojni, mama nawet raz karmiła mi gąsienice atlasa. Gdy pokazuję jej jakieś larwy ciekawe, to się nimi zachwyca, najbardziej podobały się jej chyba Antheraea pernyi oraz Acherontia atropos. Do brudnic się jednak dalej przekonać nie może :roll: Możliwe, iż takie podejście do mojej hodowli wynika z tego, że mama jest nauczycielem biologii :roll:
Tata w stosunku do mojego "fioła" nastawiony jest raczej neutralnie, lecz gdy coś porabia przy lampie, i jakiś "wariat" mu przyleci, to łapie go dla synka.Również przywozi mi z pracy kartony na klatki :)
Brat zrobił mi lampę do łowów :) Babcia nastawiona jest do hodowli niczym neutron do protona. Jedyną osobą, która ma coś przeciw jest mój dziadek. "Wziąłbyś to zostawił, pszczoły byś zaczął trzymać, a z tych motyli, to nic nie masz". Jednak już się przyzwyczaił, jak jestem u niego i babci, to mogę to trzymać, byleby mu do domu nie wlazło :)

Jak widać rodzinkę mam całkiem przyjemną :) Szczególnie podziwiam rodziców, za to, z jakim spokojem podchodzą do tych wilczomleczków łażących po podłodze.
ODPOWIEDZ

Wróć do „*** HYDEPARK ***”