Cytuj:
Co prawda odpowiedź udzielona na to wcale nie retoryczne pytanie pada zaraz po pytaniu, jednak pozwolę sobie zauważyć, że pytanie można rozumieć co najmniej na dwa sposoby.
1. Dlaczego u nas przyroda jeszcze długo nie będzie tak zdewastowana jak w Wlk.Brytanii?
2. Dlaczego u nas przyroda jeszcze długo nie będzie tak dobrze poznana jak w Wlk.Brytanii?
Może nawet na te pytania należy odpowiadać łącznie

?
O wiele bardziej mnie interesuje czego oczekuje autor nieszczęsnego tytułu. Żebyśmy zaniechali pozyskiwania owadów do kolekcji (aż się boję napisać "badań")? Czy żeby zainteresowania przyrodoznawcze bujnie rozkwity w narodzie? Dla mnie, przynajmniej w zakresie entomologii, te dwa cele są nieomal sprzeczne.
Właśnie sztuka polega na tym żeby szeroko spopularyzować entomologię czy kwestię ochrony przyrody, unikając dewastacji! Tyle że faktycznie to mogą być dwa nierozłączne elementy, bo dopiero po poważnych zniszczeniach w ekosystemie człowiek trzeźwieje i podejmuje nagle poważniejsze kroki w celu ochrony. Sztandarowy przykład to sposób ochrony wymierającej w Anglii M. athalia (2 naturalne stanowiska na wrzosowiskach + kilka sztucznych): kiedy wymarł przywołany w temacie P. arion, ludzie odpowiedzialni za ochronę, mówiąc wprost, dostali szoku i przebudzenia, dostrzegając w końcu beznadziejną sytuację atalii (początek lat 80.), tak się narodził program jej ochrony.
Jeszcze odniosę się do wypowiedzi drugiego Jacka

bo wyszło parę rzeczy które powinienem skomentować.
Cytuj:
Istnieje przecież mnóstwo gatunków motyli, nie koniecznie micro, których oznaczenie po cechach zewnętrznych sprawia dużo problemów.
Oczywiście racja, kilka osób mi wypunktowało że pozwalają sobie na zebranie (ale nie pada nawet stwierdzenie: zebranie do zbioru, bo oni uważają posiadanie kolekcji za ujmę na honorze

) Znalazłem też kilka osób będących bardziej „profesjonalistami” (sorry nie wiem jak nazwać kogoś nie będącego amatorem pstrykającym fotki dziennym), tacy już konkretnie zagłębiają się w zwójki czy gelechidy i nie zostawiają żadnego bez oznaczenia. Wiecie co, teraz nawet sobie pomyślałem że taki anglosaski sposób prezentuje nasz rodzimy prof. Buszko, który ma zbiór tylko mikro

Ale kto wie, może za 20 lat w Anglii nabijanie na minucje tych gelechidów też będzie uważane za czyn niegodny prawdziwego entomologa.
Nie chcę tego w żaden sposób krytykować (!), ale jednak dlatego dałem taki tytuł wątkowi. Nie chodzi mi o mówienie że jesteśmy zacofani czy coś, tylko o przedstawienie totalnie innego oblicza entomologii. Nikt mi nawet nie napisał że np. zbiera gatunki wybitnie rzadkie (typu migranty czy coś, w celu dokumentacji). Jest fota i już, wystarczy. Zobaczcie jak inne to podejście od naszego – nie są tacy materialni! A ja sobie nie wyobrażam zostawić na ekranie jakąś fajną sówkę choćbym był przekonany o jej identyfikacji na dwieście procent. Mnie to osobiscie szokuje bo wychowałem się w innych realiach i nie sądziłem, że to możliwe. Brytyjska entomologia to prawdziwa Utopia!! Nikt nie łowi, nikt nie zbiera, motyle latają sobie luzem, do tego czy to elektryk, czy hydraulik, czy pañstwowy urzédnik, to ćmy i tak łowi i rozpoznaje.
Zastanawia mnie tylko skąd się bierze taka żarliwość Brytyjczyków w stosunku do przyrody. Bycie ekologicznym jest owszem w modzie. Przybiera to tak absurdalne formy, że na opakowaniu z tzw. ekologicznym jogurtem musi być obowiązkowo napisane że krowy rasy xxx pasły się na wyspie Man na farmie Macdonalda. Ale tam też jest jak gdyby takie bombardowanie rzeczywistości przyrodą. W kiosku przy muzeum można kupić nie tyle całą paletę świetnych atlasów motyli, co choćby rozkładane ulotki za dwa funty przedstawiające tę jakze przebogatą faunę 50 motyli dziennych Wielkiej Brytanii. Może od takich prostych rzeczy bierze się później zainteresowanie młodszych i starszych – najpierw satysfakcja z oznaczenia (nazwania po imieniu) pokrzywnika albo bielinka, potem odwiedzają zaserwowane strony internetowe, a stamtąd już blisko do fascynacji światem owadów. Popularne pułapki świetlne (tzw. Robinson trap) można kupić za kilkadziesiąt funtów w wielu sklepach. A ludzi to najwyraźniej fascynuje, bo zagłębiają się w tzw. świat nieznany.
Aaa i jeszcze jedna ciekawostka o której zapomniałem napisać. Anglicy prawie w ogóle nie używają łaciny!!! Może to też kolejny sekrecik przyczyniający się do takiej popularności owadów w społeczeństwie. Po prostu, sówki i mierniki mają swoje osobliwe angielskie nazwy. Wyobraźmy sobie że na forum entomo piszemy w stylu „dziś na farmie zaobserwowałem 3 niekraski myszatki oraz 2 rolnice znakówki i 10 gwoździarek” A tak jest właśnie w anglosaskim świecie. No, czasem tylko się robi wyjątek w stosunku do motyli mikro…