Jacek Kurzawa - Cerambycidae
Stefan Sobczak – motyle dzienne (Hesperioidea)
Cel
W 1998 r. wyprawę zaplanowaliśmy na dwie osoby samochodem osobowym VW Passat diesel kombi. Moim współtowarzyszem był łódzki lepidopterolog Stefan Sobczak zaprawiony już niejednokrotnie w długich wojażach po Europie. Celem wyprawy było miejsce Sandanski oraz okolice miejscowości Melnik. O tym miejscu nie wiedziałem zresztą wiele – polecono mi je kiedyś podczas rozmowy w pociągu jako „doskonale położone w samym południowo-wschodnim rogu Bułgarii”. Rzeczywiście do granicy z Grecją jest tylko 20 km do tego ciągnie się stamtąd dolina rzeki, więc jest to doskonałe miejsce do migrowania gatunków z południa (podobnie jak u nas w Polsce na Przeł. Dukielskiej czy Przeł. łupkowska). Od północy na Sandanski spływają stoki Parku Narodowego „Piryn”. W polu głównych naszych zainteresowań były kózkowate (Cerambycidae) i motyle dzienne
Podróż, granice
Podróż przebiegła bez żadnych problemów, ale warto odnotować, że przeprawialiśmy się przez Dunaj promem w Kalafat/Vidin na granicy rumuńsko-bułagrskiej. Przy wjeździe do portu zostaliśmy zatrzymani przez panią w mundurze. „Płacić! taxa – 10 €” „Dlaczego” - pytamy? Na upiększanie miasta! „Jak to, przecież my już wyjeżdżamy? „Płacić, dopiero wtedy mogę Was wpuścić do portu! Zapłaciliśmy na odczepkę by za chwilę przeczytać ceny promu, które też nas zaskoczyły. Od $ i € zaroiło nam się przed oczami. Taxa była dość spora, ale do celu było coraz bliżej. Przygoda zaczęła się na granicy bułgarskiej po przepłynięciu promem. Najpierw „osikali” nas z jakiejś rurki wodą. To się nazywało „dezynfekcja” („bo w Rumunii są zarazki” – ale trzeba płacić taxa – 10 €! Po krótkiej kłótni i uiszczeniu podniósł się szlaban. Za nim było jeszcze 3 szlabany i 5 budek. Po krótkiej odprawie musieliśmy kolejno zapłacić za wjazd, za transit (drogi?), za klimatyczne i coś jeszcze – nie byliśmy w stanie tego zapamiętać. Widok ludzi biegających czerwonych ze złości (Francuzi, Belgowie czy Czesi) wystarczyli nam do tego, żeby odstąpić od kłótni. Po zapłaceniu tych 5,10,15 € pojechaliśmy wgłąb Bułgarii. Na pierwszym parkingu POLICIA zaproponowała nam „ochronę za drobną opłatą”. Stamtąd szybko uciekliśmy i spędziliśmy noc nad brzegiem Dunaju w małym strachu. Pierwszy poranny przystanek to łączka za przejazdem kolejowym koło Berkovica (20.5.1998). No i od razu było ciekawie: Zerynthia polyxena ociężale latająca nisko przy ziemi, pojedyncze przeplatki M.phoebe M.trivia, modraszki S.orion i G.alexis. Kozioróg bukowiec i Anthaxia hungarica pojedynczo, przeleciał jeden paź żeglarz. Kwitły głogi, ale bez żadnych rewelacji.
Sandanski osiągnęliśmy późnym popołudniem i właściwie bez żadnych bliższych namiarów zaryzykowaliśmy wjazd poniżej Sandanskiego w lewo. Zaraz po wjeździe w zadrzewienia ujrzeliśmy Camping. Pytanie o nocleg- domek 2 os. za ok. 6 zł na osobę lub 4 osobowy za 17 zł na osobę. Wybraliśmy ten tańszy, trochę ciasny i spędziliśmy w nim około 10 dni. Na campingu była woda, światło i spokój. I to nam zupełnie wystarczało.
Owady
Następnego dnia (20.05) udaliśmy się na zwiad na wschód w stronę miejscowości Liljanovo. Znajdowaliśmy się w dolinie, na niższych położeniach dominowały przepięknie ukwiecone łączki wznoszące się w górę z wystawą południową z dużą ilością zakrzaczeń, powyżej których rozciągały się jakieś uprawy i nieużytki. Na tych prawie kserotermach roiło się od owadów. Potem mijalismy wieś Liljanovo, przydrożny cmentarzyk, wokół zabudowań zadrzewienia i sady, dzikie uprawy, powyżej zaczynał się już las, bardzo urokliwy – liściasty, podobny do „bieszczadzkiego” z czarnymi bazami i bystrym potokiem, na którym były małe elektrownie wodne. W nim były też polanki z drobnymi kwaitkami na których roilo się od różnych ciekawych owadów (motyle, bogatki Anthaxia, bujanki, przekraski i wiele innych atrakcji).
Na łąkach i w lesie mieliśmy pełne ręce roboty. Z „notatek” wypiszę po kolei: C.scopoli i Hoplia (zieloniutkie na czarnym bzie), podobne do Zerynthia –Alancastria cerysi, 2 żeglarze, C.croceus, niestrzępy świeże, wielkie żuki gnojowe jak skarabeusze (coś bardzo pokrewnego), Blapsy, bujanki (Diptera: Bombylidae), G.alexis, P.vicrama, P.żeglarz, P.maja (lata szybko), czerpakuję bogatki, Stenopterus rufus, przezierniki i in. Na kwitnących wilczomleczach Vadonia dojranensis i całkiem czarne Oberea erythrocephala (w Bułgarii ta forma występuje tylko tam). Przy potoku na olchach 3 Morinus asper funereus. Z kózek: Pedostrangalia verticalis, C.angulatum, C.femoratus, D.fugax, J.erratica, S.septempunctata. Potosia affinis i jedna całkiem ciemna, moc Antaxii, Trichius zonatus, Cerocoma. Nie sposób wszystko opisać. łowiliśmy głównie na upatrzonego. Spotykaliśmy też wielkie Scolie i ogromne czarno-niebieskie trzmielopodobne osy z granatowymi skrzydłami kręcącące się przy starych pniach drzew. Połowy na światło nie przyniosły większych rezultatów, ale nie ominely nas też emocje. Stefan wyszedl na chwilę na ganek po czym wpadł z roztrzęsionymi rękami pokazując mi w siatce kolorowego zawisaka. Niczego podobnego na oczy nie widziałem – całkowita egzotyka i kolorystyka. Jak się później okazało, dzięki stronie A.R.Pittawaya o Zawisakach Palearktyki, był to rzadki gatunek Rethera komarovi (Sphingidae) sporadycznie zalatujący w tamte rejony z Turcji . http://tpittaway.tripod.com/sphinx/r_kom.htm#r_kom_ma
Położenie
Sandanski leży na wys. ok. 200 m npm natomiast droga na zachód przez Liljanovo ciągnęła się w górę przez 20 km docierając asfaltem ! dochodząca na wys. 2000 m. Któregoś dnia wybraliśmy się do końca tej drogi. Po 20 km dotarliśmy do placu na wielkim kampingu z domkami o całkiem dobrym standardzie. Powyżej były już tylko naturalne lasy świerkowe i jodłowe. Byliśmy tam tylko przez chwilę, zaczynało padać. Rzut oka w las pozwolił mi zobaczyć wielkie pnie zwalonych drzew, całkiem jak na narodowy Park prZystalo. Ale żadnej straży tam nie widziałem (chyba nie ma....). Ciekawe było to, że na górze bez czarny (Sambucus nigra) był w pąkach, w środku lasu na ok. 600-800 m. npm kwitł ładnie (z dużą ilością C.scopoli na kwaitach

Inne dane
W Bułgarii jest przesunięcie czasu o godzinę więc np. o 19-tej kończyły loty dopiero owady (tak jak u nas o 18) za to rankiem owady „ruszały się” nieco później – ok. 10-tej z minutami. Upały były dobre ale całkiem znośne.
Jedzenie jest tanie, piwo kosztuje 1 złoty (wówczas kurs był: 1750 lewa = 1 $. domek kosztował 5000 Lewa/doba). Dwa tygodnie pobytu z podróżą i ze wszystkimi celnymi opłatami, kilkoma winami i piwami do kolacji, obiadami w przydrożnych knajpkach (czyli coś na ciepło) kosztował nas... 600 zł, co było dla nas dużym zaskoczeniem.
Ciekawostką jest to, że w Bułgarii gest "TAK" głową jest taki jak u nas "NIE". Było to na początku źródłem wielu pomyłek i śmiechu. Zapierwszym razem pytam "Czy jest czaj?" a gość kiwa mi głową, że "NIE". Tymczasem ludzie na stolikach mieli herbatę !?. Stefan przypomniał sobie o tym tricku, więc z kamienną twarzą spytałem powtórnie:" Jest czaj?" "NIE" kiwa głową na boki... - TO POPROSZĂ DWIE !!! ... i gość poszedł robić.... szok!
Ludzie są bardzo życzliwi, nie ma obaw o żadne niebezpieczeństwo z ich strony. Najbardziej obawialiśmy się policji i słusznie- gdy wracalismy, zostalismy zatrzymani przez przydrożny patrol. Polcjanci widząc Polaków oczekiwali zapewne dżinsów tureckich, wódki i innych komercyjnych towarów. Gdy zorientowali się, że mają do czynienia z „robakologami” zdeterminowani próbowali nam wyciągnąć z auta... pluszowego misia! W końcu był to prezent dla córki Stefana, więc obronilismy go skutecznie. Kręcili nosami, ale puścili nas – w końcu mieliśmy tylko robaki (peperuda – motyl, brymbor – chrząszcz). Aha, w Polsce nie widziałem takiej ilości Mercedsów 600SE czy BMW modeli sportowych co w małym Sandanskim. W końcu to uzdrowisko, ale ja miałem wrażenie, że to jakaś .. mafia

Zakończenie
Wniosek nasuwa się jeden – warto, naprawdę warto. Wychodzi bardzo tanio cenowo, owady są już dość „egzotyczne” a dokładniej – spotyka się gatunki typowo południowoeuropejskie i dużą ilość tych środkowoeuropejskich, o których w Polsce możemy pomarzyć. Owadów jest dużo więc właściwie bez większych zabiegów coś się zawsze złowi. Z opinii znajomych, którzy penetrowali to miejsce czerpakując 12 godzin dziennie jest to jedno „z najlepszych miejsc w Europie”. Dobrych miejsc w Europie jest wiele, ale to na pewno należy zaliczyć do godnych odwiedzenia.