Może ja się podejmę wytłumaczenia czegoś w tym temacie...
W sumie ta sprawa nie wydaje się wcale dziwna. Trzeba tylko spojrzeć na nią z
właściwej strony:
Samo w sobie kolekcjonerstwo owadów jest czymś innym niż zbiór dajmy na to: dydaktyczny, porównawczy, dokumentacyjny czy naukowy i rządzi się ono swoimi prawami.
Do jednych z tych niepisanych praw należy strona estetyczna zbioru, która bywa różnie pojmowana.
Przystańmy na chwilę choćby nad poruszoną przez Ciebie
Przemku sprawą "kompletności" okazów: Przecież z naukowego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia, czy dany osobnik jest zdekompletowany, czy nie! Owszem, jest to istotne tylko w przypadku, gdy stopień jego uszkodzenia uniemożliwia jego poprawną determinację! Lecz gdy
Lamia textor w naukowym zbiorze pozbawiony jest jednego czułka, to... rozumiesz?
Podobne - niekompatybilne z naukową stroną zagadnienia - zasady stosują się też do kolekcjonerstwa traktowanego jako cel sam w sobie:
Zbieracze wolą mieć okazałe egzemplarze, co z pewnego punktu widzenia może wydawać się kompletnie irracjonalne. Ale oni tak po prostu lubią. A ponieważ maxymalne rozmiary wśród wielu owadów nie są częste, to siłą rzeczy takie osobniki są bardziej cenione.
I tyle.
Nie ma w tym żadnej
magii, czy jakichś niepojętych, zawiłych kombinacji myślowych.
Można się z tego podśmiewać.
Tak jak kolekcjonerzy hołdujący dużym rozmiarom dużych owadów mogą się podśmiewać ze zbieraczy drobnych chrząszczy, którzy ich zadaniem zapełniają gabloty
pchłami, czy
przecinkami naklejanymi na kartoniki...
A wszystko to zależy jedynie od stanowiska jakie przyjmuje się prowadząc zbiór owadów...
Pozdrowienia!
Wujek Adam