Dzisiaj przechodząc obok krzewu dzikiej róży dobiegł mnie głos Tettigonia viridissima. Szukając wykonawcy miłosnego utworu znalazłem ... samiczkę. Samiec ucichł i za cholerę nie mogłem go wypatrzeć w gąszczu różanego listowia. Tuż obok róży w trawie znalazłem za to samiczkę Tettigonia viridissima var. flava, która spłoszona próbami zrobienia jej zdjęcia uciekła na różę. "Goniąc" ją z aparatem, swym graniem zwrócił na siebie uwagę drugi zielony samczyk. Kiedy ten pierwszy z tym drugim zaczęły grać, zacząłem się im bardziej przyglądać czy oprócz pojedynku na głosy przypadkiem nie dojdzie miedzy nimi do walki wręcz
Gdy wróciłem do tego pierwszego okazało się że nie jest on sam a jest przy nim samiczka i razem dokonują dziwnych akrobacji próbując ustawić się w sposób umożliwiający "połączenie" Robiąc im zdjęcia dopatrzyłem się że parka ma żółte nogi. Po zrobieniu im kilu zdjęć zacząłem szukać tej słomkowej samiczki i znalazłem ją jak siedziała na różanej gałęzi razem z drugą normalnie ubarwioną. Tak więc na jednym krzewie spotkałem samiczkę słomkową, zieloną, parkę z żółtymi nogami i nie zwróciłem uwagi jakie nogi miał drugi zielony samczyk.
Ot, taka obserwacja
Pozdrawiam.
Witek.
