Strona 1 z 1

ABC - Preparaty mikroskopowe

: czwartek, 5 kwietnia 2007, 16:36
autor: Pawel Jaloszynski
Preparaty mikroskopowe

Robię czasami do stu preparatów dziennie, przeważnie typowo "kopulatorowe" na kawałku plastiku podpiętym pod okaz, rzadziej preparaty na szkiełkach. Balsam, balsam i jeszcze raz balsam! Odwodnienie - banalna rzecz - na szkiełku podstawowym mam przyklejone małe, plastikowe (polietylenowe) odcięte kapsle od PCR-ówek (takie małe, plastikowe probówki do PCRu, jakby ktoś nie wiedział to niech sobie w sieci poszuka), przyklejone oczywiście odwrotnie, co daje małe i wygodne zbiorniki na izopropanol i ksylen. Preparuję w kropli wody, obiekt przenoszę na jakąś minutę do izopropanolu, potem na równie krótko do ksylenu i jeśli nie jest zapowietrzony od razu do balsamu. Na drugi dzień sprawdzam położenie, jeśli trzeba nakładam kropelkę ksylenu (łebkiem od szpilki) i poprawiam obiekt; czasem trzeba tak kilka razy. Jeśli obiekt jest zapowietrzony to na zdjęciu mojego warsztatu w innym wątku widać kawałek styropianu z baterią kilku rzędów PCR-ówek - są one ponumerowane i zawierają ksylen albo izopropanol (czasem odpowietrzam w izopropanolu i potem przenoszę do ksylenu, czasem jest konieczność odklejenia czegoś i po to sam ksylen). Wkładam preparat do odpowiedniej probówki, pod okaz na szpilkę wędruje numer, żeby się nie pogubić (często odpowietrzam kilkadziesiąt kopulatorów). Przeglądam na drugi dzień, zwykle już jest odpowietrzone, rzadko trzeba trzymać dłużej.
Jeśli ma to być preparat na szkiełku mikroskopowym, to zasada jest ta sama, tylko trzeba pamiętać, że medium (niezależnie, co to będzie, może za wyjątkiem glicerożelatyny, ale to do trwałych się nie nadaje) wysychając przyciągnie szkiełko nakrywkowe do podstawowego i może zmiażdżyć preparat. Ja zawsze używam dwóch wąskich pasków plastiku (zwykle polipropylen) jako przekładek wzdłuż boków szkiełka nakrywkowego.
I parę słów o mediach - balsam kanadyjski ma długą tradycję stosowania i jest pewne, że przynajmniej przez sto lat nic złego się z preparatem nie stanie. Małe minusy są dwa - preparaty na plastiku trzymane przez lata w atmosferze p-dwuchlorobenzenu (jeśli ktoś tego używa) ciemnieją, stają się ciemnożółte (ale nie zmienia to przejrzystości, wszystko dobrze widać); i balsam jest sztywny i kruchy, chwila nieostrożności, wygięcie plastiku i kropla z preparatem może odpaść (rzadko, ale jednak ze dwa-trzy razy tak mi się stało, raz nawet w przypadku holotypu Schaufussa, co ja się naszukałem tego cholerstwa...).
Euparal - krótsze stosowanie, ale też najstarsze preparaty są w dobrej kondycji. Problemy - są różnej jakości preparaty euparalu, minimalnie różniące się właściwościami. To jest jakiś patent, ale jednak to, co np. kupowałem w Japonii różni się nieco od euparalu niemieckiego, z którym wcześniej miałem do czynienia. Euparal ma tendencję do pękania w czasie schnięcia, widziałem takie preparaty (w tym typy), w których pęknięcie przebiegało dokładnie przez kopulator... Mniejsza lepkość niż balsamu - trudniej wypozycjonować obiekt wymagający precyzyjnego położenia - ważne przy np. takich kopulatorach jak u Pselaphinae czy Scydmaenidae, gdzie przekręcenie na bok o parę stopni bywało w przeszłości podstawą do opisywania nowych rodzajów. Dużo łatwiej pozycjonować takiego fiuta w balsamie. Euparal natomiast świetnie się nadaje do kopulatorów (czy innych obiektów) płaskich, które same się rozkładają; np. jak muszę narysować skrzydło to tylko z euparalu (skrzydła takich maluchów to w ogóle osobna historia...). Wszystkie inne media radzę jednak traktować jako przejściowe, ostatecznie lepiej przełożyć do balsamu; szczególnie dotyczy to mediów opartych na wodzianie chloralu, które po wielu latach tak przyciemniają preparat, że staje się on bezużyteczny. Gliceryna (czysta, 100%) w zamkniętych szczelnie fiolkach jest OK. Problem jest z tą szczelnością - gliceryna jest silnie higroskopijna, ciągnie wodę z powietrza. To oznacza, że jeśli fiolka nie będzie idealnie szczelna to gdzieś na brzegach korka pojawi się rozcieńczony (właśnie wodą z powietrza) roztwór, który razem z drobinami kurzu jest świetną pożywką dla grzybów (takie np. Penicillium glaucum potrafi wyrosnąć w słoiku z miodem, to taki skrajny przykład organizmu, dla którego granica ciśnienia osmotycznego nadającego się jeszcze do życia jest bardzo przesunięta w stronę nieakceptowalną przez większość grzybów). I prędzej czy później grzyb weźmie się za nasz cenny preparat. Nie nastąpi to w ciągu roku czy dwóch, ale pod holotypem fiolki z gliceryną bym nie podpiął; tylko balsam.
To tak w wielkim skrócie z własnego doświadczenia (zrobiłem ładnych parę tysięcy preparatów) i literatury (kiedyś próbowałem sam się dowiedzieć co nieco na temat trwałości mediów, dotarłem nawet do informacji o muzeach, które przeznaczyły kupę forsy na przełożenie wielkich zbiorów z medium Hoyera do balsamu!!!).

Paweł Jaloszyński

--------------------------------------------------------------------------------------
Co do jednego Paweł ma na pewno rację, materiał typowy powinien być dobrze zabezpieczony i tu pewnie trzeba myśleć o balsamie.
Jednak do celów roboczych, oznaczania, dla zachowania struktury przestrzennej lub miękkich części kopulatora oraz jeżeli potrzebujemy obracać i oglądać preparat z różnych stron gliceryna jest dobrym wyjściem. Ja właśnie używam PCR'ów 0.2, gliceryna jest w nich utrzymywana w końcu pojemnika, jest dosyć mały, dobrze podpina się na szpilkę. Przez pewien czas dostawałem zużyte PCRy, cena przy zakupie niestety jest sporo większa niż zwykłych większych eppendorfów.
W niektórych sklepach (USA, Europa) są dostępne MicroVials o takim właśnie zastosowaniu, niestety cena też jest spora. Słyszałem, że niektórzy stosują różnego rodzaju rurki o małym przekroju, zasklepiane termicznie z jednej strony, ale tego ze względu na uwagi podane przez Pawła raczej nie należy polecać. Ale to dotyczy wszystkich otwartych pojemników.
Kiedyś odbyła się na jednym z wątków dyskusja o potencjalnej szkodliwości chemii. Swego czasu krążyły informacje o rakotwórczości ksylenu. Był to jeden z powodów, dla których drastycznie zmniejszyłem używanie balsamu.

-------------------------------------------------------------------------------------

Ciekaw jednak jestem gdzie można kupić Canada Balsam (mój się kończy), czy powinien spełniać jakieś warunki? I na jakim plastiku robić preparaty w balsamie (odporność na ksylen i inną chemię, przejrzystość)? Jakiś patent Pawle? 20 lat temu to były wkładki pod kołnierzyki koszul - może dzisiaj jest dostępny jakiś dobry, stale dostępny materiał?

-------------------------------------------------------------------------------------

Dostępność materiałów wykorzystywanych w technikach mikroskopowych ( i histologicznych ) często uniemożliwia wykonanie przez młodego adepta mikroskopowania preparatów mikroskopowych. Balsam kanadyjski - oczyszczona żywica z sosen kanadyjskich - jest trudno dostępny Technika pracy z tą substancją jest trudna gdyż wymaga odwodnienia materiału, balsam długo twardnieje, podczas obróbki materiału wykorzystywane są trudno dostępne i toksyczne substancje w stylu ksylen, aceton, szereg alkoholi łącznie z alkoholem absolutnym, czyli bezwodnym. Istnieje kilka alternatywnych technik, dużo prostszych i tańszych. Ich podstawą jest ominięcie procesu odwadniania, który w przypadku przygotowywania preparatów barwionych występuje dwa razy. Odwadnianie jest niezbędne podczas stosowania balsamu kanadyjskiego gdyż nie miesza się on z wodą. Szereg alkoholi, aceton, ksylen mają na celu odwodnienie materiału i przepojenie go substancjami rozpuszczającymi się ( mieszającymi się ) z balsamem ( benzen, ksylen i inne rozpuszczalniki aromatyczne ). Alternatywą dla balsamu jest syntetyczna substancja o symbolu DPX. Jest ona tańsza od żywicy naturalnej, ale wymaga takiego samego ciągu przygotowań materiału do zatopienia. Alternatywa dla amatorów to substancje mieszające się w sposób nieograniczony z wodą. Osobiście stosowałem roztwór glinokrzemianów w wodzie (tzw. szkło wodne ), 86 % roztwór glicerolu w wodzie, mieszaninę gliceryny i żelatyny (żelatoglicerynę ). Do zatapiania preparatów w stylu rozmaz krwi lub barwienie bakterii dobry jest olejek immersyjny lub jego zamiennik - zwykły olejek rycynowy. Wszystkie te substancje są powszechnie dostępne ( ze szkłem wodnym mogą być problemy i tanie, mają w miarę przyzwoite wsp. załamania światła, co jest istotne przy małych obiektach i dużych powiększeniach. W przypadku stosowania substancji płynnych (olej, roztwór glicerolu) konieczne jest boczne uszczelnienie obrzeża szkiełka nakrywkowego (inaczej robienie preparatu mija się z celem). Do tego celu dobry jest lakier poliuretanowy, kleje ( żywice) epoksydowe o długim ( 24 h) czasie polimeryzacji (te o krótkim czasie strasznie się mażą i są dalekie do tego, co zwie się estetyką) lub zwykły butapren.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ja nigdy nie preparowałem kopulatorów, raczej wykonywałem maceracje okazów ( Ixodidae, Argasidae, Anoplura, Sarcoptes i in>) w KOH ewentualnie w kwasie mlekowym na ciepło bądź zimno, w zależności od wielkości okazu, potem płukanie tudzież usunięcie zmacerowanych wnętrzności ( głównie Ixodidae, Pulicidae) pod lupa potem płukanie i odwadnianie i zatapianie. tutaj oczywiście problemy z balsamem kanadyjskim, ale bardzo dobrze sprawdzał się płyn Hoyera, żelato glicerol. te media żeby nie wysychały obwodzę bezbarwnym lakierem do paznokci. Natomiast nowym z mediów jest zaadoptowany Histofluid. co prawda przeznaczeniem jego jest zatapianie preparatów histologicznych, ale się nadaje, szybko schnie łatwo się nawarstwia na preparat. sporządzenie dobrego preparatu to sztuka, i to prawdziwa

-------------------------------------------------------------------------------------

Swoją drogą, opisywanie preparatyki kopulatorów to trudna sprawa, jest w tym masę sztuczek technicznych związanych np. z przenoszeniem delikatnych obiektów o rozmiarach czasem dziesiątych części milimetra; samo wyjęcie czegoś takiego z probówki bez pokazania tychże sztuczek może początkującemu wydać się nie do zrobienia... Ja czasem preparuję np. elementy aparatu gębowego z okazu o długości pół milimetra, nie zgubić tego w czasie odwadniania to jest dopiero wyzwanie... Najlepiej takie rzeczy jednak pokazać.
Krótki opis preparacji kopulatorów motyli znajdziesz tutaj:
http://www.lepidoptera.slask.pl/badania.html

-------------------------------------------------------------------------------------

BADANIE NARZĄDÓW ROZRODCZYCH MOTYLI
Aby zbadać aparat kopulacyjny motyla potrzebny nam jest mikroskop stereoskopowy (binokular) o powiększeniu najmniej 50x, probówki, igły preparacyjne, szkiełka podstawowe i nakrywkowe oraz pewne odczynniki chemiczne. Najpierw odcinam cały odwłok motyla (dlatego, że u niektórych gatunków aparat genitalny zajmuje całą długość odwłoka). Jeśli jest to suchy okaz, to igłą preparacyjną odłamuję odwłok przytrzymując tułów motyla, aby się nie odłamał razem z odwłokiem. Następnie umieszczam odwłok w dość szerokiej probówce i wlewam niewielką ilość 10% roztworu ługu sodowego (NaOH) lub potasowego (KOH). Potem ogrzewam probówkę nad palnikiem gazowym przez kilka minut, uważając aby zawartość się za bardzo nie gotowała, bo może się wylać. Nigdy nie trzymaj ogrzewanej probówki na ogniu w swoim kierunku, bo to grozi poparzeniem! Zalewam probówkę wodą i kładę na jasnym talerzu, aby odwłok wylał się wraz z wodą na talerz, co skutecznie zapobiega wylaniu się go do zlewu. Potem trzeba odwłok umieścić w kropli wody na szkiełku podstawowym pod mikroskopem. Następnie, używając igieł preparacyjnych oddzielam aparat kopulacyjny od odwłoka. U samca jest to dość łatwe, u samicy często trzeba przeciąć odwłok między VII a VIII segmentem, by wynicować aparat kopulacyjny z odwłoka. Jeśli są problemy z oddzieleniem tkanek miękkich od aparatu kopulacyjnego, to trzeba macerowanie odwłoka powtórzyć, jednak z wyczuciem - gdyż, jeśli przesadzisz z podgrzewaniem, to możesz cały narząd rozrodczy rozgotować. Teraz już można aparat badać, opisywać, rysować. Trzeba jednak pamiętać, żeby obiekt badawczy był zawsze w kropli wody, bo inaczej wyschnie i nie będzie się do niczego nadawał.

Następnie należy z aparatu kopulacyjnego wykonać trwały preparat mikroskopowy. Najpierw układam aparat w odpowiedniej pozycji, zależnie od tego, jakie cechy są ważne dla identyfikacji gatunku. Często się zdarza, że jest problem z otwarciem, rozłożeniem walw u samca. Ja mam na to taki sposób, że umieszczam aparat w kropelce miodu, wtedy o wiele łatwiej jest rozewrzeć walwy w żądany sposób. Potem obiekt trzeba odwodnić czystym spirytusem (żadnym salicylowym itp., bo one posiadają zanieczyszczenia). Dalej usuwam ligniną spirytus i zalewam preparat ksylenem. Po usunięciu ksylenu dodaję na szkiełko kroplę balsamu kanadyjskiego (żywicy z jodły kanadyjskiej) i kładę na nią kawałek szkiełka nakrywkowego. Zamiast balsamu kanadyjskiego można też stosować Euparal, który jest żywicą syntetyczną. Taki preparat zostawiamy na kilka dni, aby wysechł, potem można go przechowywać przez dziesiątki lat bez jakichś większych zmian.

Pozostaje nam jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Każdy preparat musi mieć etykietę. Ja stosuję papier samoprzylepny, wielkości cenówek. Przyklejam dwie etykietki, po obu stronach preparatu. Na jednej umieszczam nazwę rodziny, gatunku oraz miejsce i datę złowienia. Na drugiej wpisuję numer preparatu (taki sam umieszczam pod okazem motyla), nazwisko preparatora oraz zastosowany środek zamykający. Zbiór preparatów należy przechowywać w odpowiednich pudełkach.))

-------------------------------------------------------------------------------------
O preparowaniu kopulatorów czy spermatek z małych okazów
Paweł Jałoszyński

Narzędzia:
1) minucje osadzone w zapałkach - dwie sztuki, akurat jedną mam prostą a druga się nieco na końcu zagięła, co bardzo pomaga, ale w tej chwili jest mi w zasadzie obojętne, dwie proste też mogą być;
2) naczynia do rozpuszczalników - jak już pisałem, u mnie to są kapsle od polietylenowych PCR-ówek, średnica ok. 5-6 mm, akurat mam cztery sztuki przyklejone "w kwadrat" balsamem kanadyjskim do szkiełka podstawowego, a teraz właśnie zrobiłem sobie taki zestaw na dużej szalce Petriego, co ma tę zaletę, że trudniej się gubi w bałaganie i cokolwiek by się na szkle nie położyło nie spadnie poza krawędź. W zasadzie używam dwóch z tych naczyń - do jednego kropla izopropanolu, do drugiego ksylenu; dwa pozostałe są rezerwowe. Co jakiś czas trzeba wywalić i zrobić nowe - nie opłaca się tego czyścić.
3) standardowe wyposażenie i materiały, czyli binokular, pipeta, duże szpilki, balsam itd.

Niezależnie od tego czy okaz jest dopiero co zabity czy też rozwilżony zawsze preparuję w kropli wody pod binokularem. Ten etap to jest kwestia zręczności i precyzji rąk, więc każdy musi sobie sam poćwiczyć. Czasami łatwiej wyciąga się co trzeba jak okaz jest nogami do góry, czasami normalne. Sam okaz przytrzymuję jedną minucją a w odwłoku dłubię drugą; czasem da się łatwo wyciągnąć kopulator, a czasem trzeba oderwać odwłok. W przypadku spermatek odwłok zawsze trzeba urwać, a czasami niestety spermateka kryje się głęboko w tułowiu (jak u niektórych Scydmaenidae) i łatwo ją zgubić (to są obiekty o średnicy rzędu dziesiątych części milimetra), trzeba się nieźle naszukać gdzie to cholerstwo jest. Jak już to, co trzeba jest wyciągnięte i jako tako oczyszczone z ewentualnych przylepionych śmieci to obydwoma minucjami wyciągam to z wody (to jest niezła akrobacja, nie zawsze da się za pierwszym razem) - dokładniej obiekt (fiut czy spermateka) jest w kropli wody uwięzionej pomiędzy końcami szpilek (czasem da się i jedną szpilką, to już jak samo wyjdzie). Przenoszę obiekt do izopropanolu (szkło z "naczyniami" jest obok binokularu); tutaj trzeba bardzo uważać czy na pewno to, co się przenosi spadło ze szpilki w rozpuszczalniku. Wracam do chrząszcza pływającego w kropli wody pod binokularem - wyciągam go (też minucjami) na leżącą obok binokularu bibułę, razem z np. oderwanym odwłokiem. Ścieram kroplę wody ze stolika binokularu i osuszonego chrząszcza przekładam (znowu minucje, ale jak ktoś ma delikatne ręce to może być pęseta) pod binokular i naklejam na kartonik (metodą może mało tradycyjną, ale skuteczną - okaz na kroplę kleju na kartoniku kładę za pomocą dużej, dopiero co ...polizanej szpilki. To oczywiście kwestia wprawy i przyzwyczajeń, trzeba uważać, żeby nie ufajdać okazu, alternatywą jest oczywiście pęseta albo wilgotny pędzelek, co kto lubi. OK, okaz przyklejony, kartonik naszpilony i odłożony na bok, powrót do odwadniającego się w tym czasie fiuta. Przenoszę moją szalkę Petriego na stolik binokularu i sprawdzam czy przypadkiem fiut nie jest zapowietrzony (rzadko przy świeżych okazach, prawie zawsze przy rozwilżanych). Jeśli jest, to przekładam go minucjami do PCR-ówki z ksylenem do następnego dnia, zwykle to wystarcza do całkowitego odpowietrzenia.

Technika wyciągania fiuta z tej probówki też może być warta paru słów - odwracam probówkę dnem do góry tak, żeby obiekt spłynął na kapsel, po czym znowu odwracam probówkę - obiekt powinien zostać pod kapslem (nie zawsze tak jest, ale przy odrobinie wprawy wystarczająco często). Bardzo ostrożnie otwieram probówkę (trzeba uniknąć odskoczenia kapsla, bo fiut się katapultuje i już go nigdy nie znajdziemy...). Kapsel PCR-ówki jest z boku połączony z samą probówką, więc można go odemknąć o 90 stopni w stosunku do długiej osi probówki - wtedy kładę probówkę pod binokular kapslem na stolik i patrzę czy obiekt jest na kapslu czy nie. Jak nie to zamykam i operację z obracaniem powtarzam do skutku. Bardzo rzadko nie daję rady umieścić obiektu na kapslu i wtedy pozostaje dość karkołomna operacja - obiekt jest w ksylenie na dnie probówki, widać to patrząc w otwartą probówkę pod binokularem, i po odwróceniu uparcie przy tym dnie pozostaje, więc w odwróconej pozycji (fiut cały czas przy dnie) otwieram probówkę nad bibułą, żeby pozbyć się ksylenu, odwracam, odcinam nożyczkami samo dno na jakieś 5 mm i z tego już łatwo minucjami wyciągam obiekt. Brzmi może na skomplikowaną operację, ale w rzeczywistości jest bardzo proste, i w dodatku taka konieczność zdarza mi się bardzo rzadko, zwykle jednak fiut zostaje pod kapslem przy odwracaniu probówki. No dobrze, wracamy do sytuacji takiej, że po obejrzeniu obiektu w izopropanolu pod binokularem okazał się on całkowicie odpowietrzony. Wtedy minucjami przenoszę go do sąsiadującego naczynia z ksylenem i zostawiam tam na pół minuty czy minutę, w każdym razie takie czasy wchodzą w grę. Oczywiście im większy obiekt tym dłużej trzeba go odwadniać w izopropanolu, a potem najlepiej przenieść do kolejnej porcji tego samego środka, żeby pozbyć się śladów wody, i dopiero potem do ksylenu. Przy fiutach mających o. 0,5 mm nie ma takiej potrzeby, jedno moczenie w izopropanolu i jedno w ksylenie wystarcza. W czasie, jak fiut jest w ksylenie, wycinam sobie prostokąt z plastiku i kładę go na szalce blisko naczynia z ksylenem. Za pomocą zwykłej (tj. dużej) szpilki nakładam na plastik kroplę balsamu (trzeba pamiętać o wycieraniu szpilki, żeby jej potem do czegoś nie przykleić). W balsamie maczam koniuszek minucji i szybko (i b. delikatnie) dotykam obiektu w ksylenie tak, żeby się przylepił. To trzeba robić bardzo sprawnie, bo kropla balsamu w ksylenie szybko się rozpuści. To znowu kwestia wprawy, zwykle wychodzi za pierwszym razem - obiekt przylepiony do balsamu na szpilce przenosimy z ksylenu do medium na plastiku. Wsadzanie obiektu do kropli balsamu kontroluję pod binokularem (plastik i naczynia są na szalce Petriego, wystarczy ją przesuwać, żeby widzieć pod binokularem, co się robi). Ważne, żeby obiekt był całkowicie zatopiony, bez zbędnych pęcherzyków powietrza. Jeśli trzeba, to na preparat daję kropelkę ksylenu (łebkiem dużej szpilki), co pomaga zatopić obiekt. Plastik podpinam na szpilkę pod okazem; na drugi dzień poprawiam pozycję obiektu w balsamie kładąc znowu kropelkę ksylenu i pozycjonując obiekt minucją.

I na koniec użyteczna technika poszukiwań małych obiektów na podłodze - czasem nam coś spadnie, nie musi to być odstrzelony ze sprężynującej szpilki kopulator, może być cały okaz, jakiś brązowy mikrus pod stołem, tragedia... Jak to odnaleźć? Bierze się arkusz wilgotnej ligniny i kładzie na podłodze... Wszystkie paprochy się przyklejają i teraz wystarczy przejrzeć ligninę pod binokularem.... Czego nikomu nie życzę...
Wiem, że chaotycznie, ale zawsze można dopytać o niejasne szczegóły.

Oznaczanie na podstawie cech budowy kopulatorów jest obecnie stałą praktyką w entomologii. Wymaga ono zazwyczaj przygotowania preparatów mikroskopowych, a to jest dość praco- i czasochłonne. W celu rutynowych oznaczeń, jako medium prześwietlające i odwadniające wykorzystać można dioksan (uwaga — trujący!), a jako medium zamykające balsam kanadyjski lub inną (syntetyczną) żywicę, np. CeDeX (metodę przygotowania preparatów z wykorzystaniem dioksanu podał w jednym z zeszytów kluczy do kusaków Prof. A. Szujecki). Prof. R. Szadziewski (muchówkarz) swego czasu zdradził mi metodę przygotowania preparatów, którą On stosuje: prześwietlenie w fenolu (bardzo trujący!!!), wypłukanie, ewentualne odwodnienie w alkoholu (etanol, izopropanol) i zamknięcie w medium (jeżeli preparat nie był odwadniany, to na przykład w Euparalu, poliwinyllaktofenolu lub glicerożelatynie; jeżeli go odwodniliśmy — w żywicy typu balsam kanadyjski).
Stosowanie dioksanu lub fenolu pozwala uniknąć potrzeby macerowania tkanek miękkich za pomocą roztworów NaOH lub KOH; w przypadku kopulatorów jest to bardzo korzystne!
Niekiedy preparaty mikroskopowe są tak prześwietlone, że często trudno jest dostrzec cechy istotne. W takich przypadkach preparaty należy podbarwić. Technikę barwienia preparatów opisał w kluczu do biedronek R. Bielawski.
Oczywistym jest, że w przypadku okazów o dużej wartości, które włączamy do zbiorów preparaty narządów genitalnych powinny być trwałe i podpięte pod okaz, z którego je wypreparowano. Zamiast podkładek plastikowych stosuję skrawki szkiełek nakrywkowych o wymiarach od 6 x 6 mm, które naklejam na prostokątne kartoniki z dziurką (średnica około 4 mm) przy końcu. Preparat przykrywam drugim skrawkiem szkiełka nakrywkowego.
Jak ciąć szkiełka nakrywkowe? Bardzo prosto. Za pomocą oprawionego w oprawce igły preparacyjnej ziarna korundu (te bierzemy z gruboziarnistego papiery ściernego) lub pióra diamentowego (niestety, bardzo drogie…) delikatnie zarysowujemy szkiełko nakrywkowe, a następnie łamiemy je. Po zniszczeniu kilku szkiełek następne będziemy kroić jak masło!
Polecam zawsze przykrywać preparaty mikroskopowe szkiełkami nakrywkowymi. W ten sposób unikniemy zniekształceń obrazu powstających na skutek oddziaływania krzywizn medium zamykającego.
Inną, niezmiernie interesującą i dającą wspaniałe wyniki sprawą jest wynicowywanie endophallusa. Ale to już inna historia…
Jeszcze trochę o przygotowywaniu preparatów mikroskopowych. Jak zmieniać płyny podczas preparowania? Zależy to w dużej mierze od wielkości preparowanego narządu. Jeżeli jest on dość duży, stosować można małą pipetkę lub nawet zakraplacz. Zmiana płynów w przypadku małych obiektów jest bardzo prosta. Preparat taki najlepiej przygotowywać na szkiełku przedmiotowym z łezką, a płyny zmieniamy w ten sposób, że odciągamy je skrawkiem bibuły. Z zakraplaniem nie powinno być chyba kłopotu

-------------------------------------------------------------------------------------

Trochę mi się włos zjeżył... Byłbym bardzo daleki od zachęcania kogokolwiek do pracy z fenolem czy dioksanem w warunkach domowych. Oparzenia fenolem potrafią się goić latami (wiem co mówię, pracuję z fenolem na codzień, a i oparzyć się zdarzyło), opary działają drażniąco na błony śluzowe, nie daj Boże robić coś z fenolem w domu, w którym są dzieci.... Dioksan jest łatwopalny, zaleca się przechowywać go pod azotem, bo jeśli jest bezwodny to powoli reaguje z tlenem z powietrza tworząc nadtlenki, które mają przykrą właściwość wybuchania w nieodpowiednich momentach... To jest bardzo nieprzyjemna trucizna, powoduje uszkodzenie wątroby i nerek i zaburzenia funkcjonowania układu nerwowego, jest też mutagenem i kancerogenem. Zdecydowanie odradzam eksperymentowanie z tymi związkami w domu; chyba, że ktoś ma dobre przygotowanie chemiczne i dokładnie wie co robi (albo i tak ma raka i już mu wszystko jedno...). Osobiście nie odważyłbym się używać dioksanu w innych warunkach niż pod dobrze działającym wyciągiem; z fenolem mam dużą (wieloletnią) praktykę i też w domu bym go nawet nie trzymał...

Euparal tylko za granicą. Za duże dość pieniądze - około 200 zł. za butelkę 100 g. i niewiele mniej za taką samą porcję esencji euparalu. Balsam kanadyjski pewnie można dostać w Polsce, ale nie mam na ten temat żadnych informacji. Poczekajmy na posty innych.
W praktyce preparowania kopulatorów Euparal jest powszechnie uważany za lepszy

Odmaczanie

Ja stosuje dwie metody w zależności od wielkości chrząszcza i jego delikatności. Gdy są to okazy małe (tak poniżej 1 cm, ale to też zależy od stopnia sklerotyzacji) i delikatne to wrzucam je do octu (takiego zwykłego ze sklepu - 10%) i podgotowuje to pierwszego lekkiego wrzenia, ale trzeba bardzo uważać by nie przegapić momentu, kiedy należy przestać gotować chrząszczyka gdyż inaczej ciśnienie wysadza skrzydła spod pokryw i trudno je potem z powrotem włożyć, więc obserwuje gotującego się chrząszcza i gdy pojawią się pierwsze bąbelki powietrza i zaczyna ocet parować szybko go wyciągam, to rozmiękczanie trzeba trochę wyćwiczyć sobie, właśnie ze względu na omówiony powyżej moment. Duże chrząszcze natomiast i mocno zesklerotyzowane po prostu wrzucam na parę chwil do wrzątku.

-------------------------------------------------------------------------------------

Z tym octem to ciekawa sprawa. Ja go stosuję do wstępnego nawilżenia owada przed wrzuceniem do benzyny na dłuższy okres czasu (taka nowa metoda przechowywania :-). Chodzi o to, że benzyna (ekstrakcyjna) "wysusza" nieco owada, czyli przed włożeniem należy wyposażyć go w wodę. Oczywiście można to zrobić i po wyjęciu, ale lepiej wyjmować z benzyny elastyczne okazy. A więc reasumując: ocet dobrze nawilża, utrzymuje wodę w ciele owada i przy okazji zapobiega procesom gnilnym. Ale tej metody z nawilżaniem nie znałem. Dzięki. Jacek Kurzawa

-------------------------------------------------------------------------------------

Moje doświadczenia na ten temat są następujące:
- powolne rozwilżanie w temperaturze pokojowej jest możliwe, ale należy do wody w pojemniku dodać trochę octu - niskie pH zapobiega wzrostowi większości mikroorganizmów przez dość długi czas
- przedłużyć można rozwilżanie, jeśli pojemnik trzyma się np. w lodówce (w niskiej temperaturze mikroby też wolniej rosną)
- do wody gdzieś na minimum noc wkładam także świeżo zatrute chrząszcze - znakomicie miękną stawy, odnóża i czułki lepiej się układają; także woda odmywa nieco wydzielin, którymi niekiedy owad pokrywa się podczas zatruwania
- teraz często nawet nie wkładam owada bezpośrednio do cieczy, ale nawilżam leżącego na kawałku kartonu wpiętego w pojemniku ponad lustro płynu; wysoka wilgotność w pojemniku często jest wystarczająca, aby owad już po jednej, dwóch dobach nadawał się do rozpinania.
Oczywiście, pojemnik zawsze jest zamknięty od góry.
Trudne jest niekiedy odwilżenie okazów, które były uprzednio odtłuszczone kąpielą w np. ksylenie, czy octanie etylu. Wówczas podczas odwilżania z ciała owada niekiedy wypływają jakieś "zawartości", które osadzają się np. na włoskach tułowia, czy odwłoka.
Z innych owadów:
próbowałem rozwilżać wysuszone cykady, ale ich błoniaste skrzydła nie były gładkie (jakby napięte), lecz wyraźnie się marszczyły - efekt ten nie znikał po ponownym wysuszeniu.

A tak poważnie, to ja na zimno już od lat niczego nie rozwilżam, drobnym okazom (większość materiału, którym się zajmuje) wystarczają 2 min. w gorącej wodzie destylowanej (gorąca, to jest taka, kiedy mogę w nią palec wsadzić bez obawy o pobicie rekordu w skoku wzwyż, maks. jakieś 50-60 stopni). Najlepiej raczej większą objętość, czyli np. szklanka, żeby rozpuszczający się klej z kartonika się rozcieńczył i nie ufajdał włosków okazu (nawet płukać nie trzeba). Jak się używa wody z kranu, to dość często takie maluchy po wyschnięciu maja nalot z tego całego syfu, który się z wody wytrąca (czyli głównie kwaśne węglany wapnia i magnezu). Duże, ciemne zwierzaki z gruba chityna spokojnie można wrzucić do wrzątku, jak napisał Marek. Raz, ze szybko, dwa, ze wystarcza to za dezynfekcje. Odrobina octu dolana do takiej kąpieli znakomicie poprawia elastyczność okazu. Normalnie kwas octowy ma działanie obkurczające tkanki, wiec dodaje się go do różnych utrwalaczy alkoholowych, żeby równoważył spęczniające właściwości etanolu, co pozwala zachować okazy bez niepotrzebnych deformacji. Przy rozwilżaniu suchego materiału ocet przyspiesza penetracje roztworu do tkanek, poprawia tez (choć czasem trudno to zauważyć) zblaknięte kolory u niektórych chrząszczy.

-------------------------------------------------------------------------------------

Po pierwsze, tymol jest ciałem stałym, wiec sprzedaje się go nie na mililitry, tylko na gramy. Po drugie, jedynym działaniem tymolu jest zabijanie grzybów, i do tego celu wystarczy mikroskopijny, ledwo widoczny gołym okiem kryształek wrzucony do szklanki cieplej wody. Tymol ma bardzo małą rozpuszczalność w wodzie, ale to, co z takiej malej ilości zdoła się rozpuścić w zupełności wystarcza do ochrony przed grzybami. Lepiej jest zresztą spryskać wnętrze szafy na gabloty etanolowym roztworem tymolu (wystarczy stężenie rzędu 0,1-0,5%). Rzecz jest powszechnie znana, ale u nas wilgotność powietrza nie jest aż tak duża, żeby pleśń była wielkim problemem, wiec w zasadzie nikt tego nie stosuje (może częściej w zielnikach). Typowo kryształek tymolu wkłada się do probówek z suchym materiałem, który ma długo leżeć, albo do kopert; na pewno nie zapleśnieje. Trzeba pamiętać, ze Tymol sublimuje i po jakimś czasie cały wyparuje; wiec daje się go tyle, żeby łatwo wyczuć jego zapach (a właściwie czas, kiedy już tego zapachu nie ma).
To, co piszesz o "poprawianiu parowania wody" to bzdury.
Zupełnie nie rozumiem tych udziwnionych patentów - całe życie rozwilżam okazy w wodzie o temp. ok. 60 st. C z odrobiną octu i jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby trwało to dłużej niż 20 minut, niezależnie od wielkości.

Na szalce Petriego kładę ligninę lub biały papier toaletowy (ważne by zawierał jak najmniej dodatków poza ligniną, najlepiej same włókna bez wybielaczy i innych udziwnień). Na tym układam okazy do odwilżenia i wkraplam wodę (koniecznie destylowaną, szczególnie, gdy okazy mają kilka mm). Dodatkowo kropla czy dwie octu nie zawadzi. Malutkie chrząszczyki są gotowe do preparowania po kilkunastu minutach, większe po kilku godzinach.
Uwaga: zauważyłem, że jakkolwiek wyższa temperatura trochę przyśpiesza rozmiękanie okazu to ustawienie w/w szalki z okazami pod np. żarówką może dać efekt przeciwny. Co prawda szalka zdrowo zaparuje, ale okazy (szczególnie małe) wewnątrz wyschną! Podobnie traktowanie okazu gorącą parą wodną często zmienia jego barwę (przyciemnia okaz).
Osobny temat to okazy sprężyste. Ze względu na chroniczny brak czasu nie mocuję się z nimi, lecz naklejam na trójkąt. Przy większych okazach można się pokusić o "gimnastykę" okazu.
Ciekawi mnie natomiast temat przyczyn sprężystości okazu. Często jest to cała próbka z danego stanowiska. Zauważyłem, że najczęściej sprężyste są okazy, które zbyt długo (w stresie) przebywały niestrute (niedotrute) w zatruwaczce, często ze swoimi naturalnymi drapieżcami. I częściej sprężyste są samce (bardziej wrażliwe na stres??).
To tyle moich spostrzeżeń. Co na temat sprężystości okazów sądzą inni??

-------------------------------------------------------------------------------------

Cóż amoniak przechowuje w naczyniu ze szlifem, kto miał laborki z chemii wie, co to jest, a w czasie odmaczania owadów nie wkładam do tego amoniaku paluchów. co to zmiany barw, nie zauważylem większych zmian, choć nie wykluczone, że niektóre gatunki mogą mieć do tego tendencje. Co do trwałości to na bieżąco nie widzę nic szczególnego, jak owady rozmaczane będą się zachowywać za 10-15 lat zobaczymy.

: środa, 23 grudnia 2009, 23:11
autor: Grzegorz Banasiak
"Zamiast podkładek plastikowych stosuję skrawki szkiełek nakrywkowych o wymiarach od 6 x 6 mm, które naklejam na prostokątne kartoniki z dziurką (średnica około 4 mm) przy końcu. Preparat przykrywam drugim skrawkiem szkiełka nakrywkowego. "

Paweł, czy masz jakąś technikę wycinania tych dziurek w kartonikach ? Próbowałem różnych sposobów i albo wychodzi to wizualnie beznadziejnie, albo kartoniki się załamują i też to tragicznie wygląda. Czym kleisz szkiełko do kartonika ?

Przy okazji wątek pojawi się w "newsach" - warto poczytać, bardzo ciekawe i syntetycznie podane informacje :)

: czwartek, 24 grudnia 2009, 00:05
autor: M. Stachowiak
To nie jest patent Pawła, tylko mój :wink:. Do wycinania kółek w kartoniku możesz użyć przebijaka rymarskiego lub (lepiej) szczypce do wycinania otworów w skórze. Otwory możesz także wycinać zwykłym dziurkaczem biurowym. Technika klejenia podkładek pod preparaty mikroskopowe jest bardzo prosta, wymaga jednak zastosowania pewnego „chwytu”. Dokładniej opiszę ją w następnym poscie, po przygotowaniu niezbędnych ilustracji.
Pozdrawiam i życzę spokojnych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia
Mietek

: czwartek, 24 grudnia 2009, 08:45
autor: Grzegorz Banasiak
Sorry, nie wiedziałem :)
Dziurkaczem próbowałem ale kartoniki się załamują, ten przebijak jest chyba lepszym pomysłem, tylko jego dostępność jest raczej niewielka. Czekam na Twój następny post :)

: czwartek, 24 grudnia 2009, 12:57
autor: M. Stachowiak
Do sporządzenia kartoników z wklejonym szkiełkiem należy używać jakościowo dobrego papieru o gramaturze 90 g/m2. Z takiego papieru wycina się pasek o szerokości 5 cm. Pasek dzielimy wzdłuż (ale nie rozcinamy!) na trzy węższe: dwa o szerokości 2 cm i ostatni o szerokości 1 cm; dwa szersze składamy wzdłuż linii podziału między nimi, a następnie w odległości około 2 mm od linii złożenia dziurkaczem lub wycinakiem rymarskim wycinamy otwory tak, aby odległość między nimi wynosiła około 4 mm. Pasek tniemy na odcinki szerokości około 9 mm (tak, aby otwór był pośrodku odciętego odcinka). Każdy odcinek cienko (!) smarujemy klejem (ten może być w sztyfcie), otwór przykrywamy kawałkiem przyciętego szkiełka nakrywkowego, zaginamy „do środka” węższy pasek, a następnie zaginamy i doklejamy szerszy, wierzchni pasek. Całość delikatnie dociskamy i pozostawiamy do wyschnięcia. Schemat „kartonika” w stanie rozłożonym i złożonym (sklejonym) w widoku z boku (po osadzeniu na szpilce) dostępny jest na załączonym obrazku.
Wbrew pozorom przygotowanie takich „kartoników” wcale nie jest trudne, a mają one tą zaletę, że papier wokół otworu działa jak podkładka dystansowa zabezpieczająca preparat przed zgnieceniem.

: czwartek, 24 grudnia 2009, 23:18
autor: Grzegorz Banasiak
Zrobiłem test. Wyciąłem wszystko jak na rysunku, skleiłem. Zatopiłem jakąś motylą nogę w euparalu, nakryłem szkiełkiem i...
- euparal podsiąka papier, robią się paskudne plamy
- podsiąkając wciąga powietrze pod szkiełko
- zobaczymy jak porządnie wyschnie, plamy pewnie zostaną bo euparal jest źółtawy
- obserwacje w mikroskopie ok
- pomysł bardzo fajny, żeby nie te plamy... poeksperymentuję z innym papierem, ale to chyba zbyt wiele nie pomoże, bo miejsce wycięcia otworu zawsze będzie narażone na podsiąkanie.

: czwartek, 24 grudnia 2009, 23:53
autor: M. Stachowiak
Ja używam balsamu kanadyjskiego i jest OK. Niewielkie przebarwienia papieru specjalnie mi nie przeszkadzają :wink:.
Aby zabezpieczyć papier przed nasiąkaniem medium (np. euparalem) spróbuj zrobić tak: po wycięciu otworów w papierze zabezpiecz ich brzegi parafiną (z świeczki zrób sztyft o średnicy otworów i tym sztyftem delikatnie „nasmaruj” ich brzegi), a dopiero wówczas sklej kartonik ze szkiełkiem.

: sobota, 26 grudnia 2009, 10:22
autor: Grzegorz Banasiak
Jest rzeczywiście lepiej, ale tak do końca dokładnie nie da się zaparafinować. Wczoraj w rozmowie ze znajomym, podsunął mi ciekawy pomysł, żeby kartoniki wycinać z kartonu za pomocą lasera (on ma stosowne urządzenie) łącznie z okrągłymi (czy dowolnie innymi) otworami. Po Świętach zrobimy test, jeśli wszystko wyjdzie ok (i będzie w miarę tanie) to będzie można robić dowolne kartoniki. Laser wycina karton z dokładnością do 0,01mm - będzie więc perfekcyjnie. Podejrzewam też, że wycinanie laserowe może dobrze zabezpieczyć brzeg otworu przed podsiąkaniem.
Być może laser również będzie mógł pociąć szkiełka nakrywkowe - to już będzie pełny sukces jakościowy :)

PS. Klej poliwinylowy (ten z Paradox'u) zupełnie dobrze klei szkiełko do kartonika.

: sobota, 26 grudnia 2009, 11:30
autor: Miłosz Mazur
Do czego to doszło...jeszcze niedawno tylko zapałki z osadzonymi minucjami, lupka w oku, kartoniki wycinane z bloku technicznego i naklejanie kopulatora zwykłym klejem do papieru... a teraz już nawet kartoniki się laserem wycina ;)

: sobota, 26 grudnia 2009, 11:40
autor: Grzegorz Banasiak
Miłosz Mazur pisze:Do czego to doszło...jeszcze niedawno tylko zapałki z osadzonymi minucjami, lupka w oku, kartoniki wycinane z bloku technicznego i naklejanie kopulatora zwykłym klejem do papieru... a teraz już nawet kartoniki się laserem wycina ;)
Postęp Panie drogi, postęp :) :)
Ręczne robienie bywa czasochłonne, zrobienie wzornika w Corelu zajmie pół godziny i można trzaskać kartoniki setkami, dowolny rozmiar, dowolne otwory - wszystko równo, gładko i powtarzalnie.
Teraz jest trochę czasu na rozmyślania, jak zacznie się sezon z czasem będzie bardzo krucho :)

: sobota, 26 grudnia 2009, 12:52
autor: Pawel Jaloszynski
Grzegorz Banasiak pisze: Teraz jest trochę czasu na rozmyślania, jak zacznie się sezon z czasem będzie bardzo krucho :)
Krucho to będzie jak za jakiś czas, kiedy już staniesz się właścicielem tysiąca takich preparatów, ktoś wypuści pracę ze zmianami taksonomicznymi opartymi o cechy widoczne w nieco innym rzucie niż obiekty pod twoimi pięknymi szkiełkami. ;-)

Paweł

PS.: Na pewno lepsze będą szafirowe szkiełka z ozdobnym rytowaniem na obrzeżu, koniecznie ręcznie cięte z monokryształów hodowanych w stanie nieważkości. ;-)

: sobota, 26 grudnia 2009, 13:15
autor: M. Stachowiak
Pawel Jaloszynski pisze:Krucho to będzie jak za jakiś czas, kiedy już staniesz się właścicielem tysiąca takich preparatów, ktoś wypuści pracę ze zmianami taksonomicznymi opartymi o cechy widoczne w nieco innym rzucie niż obiekty pod twoimi pięknymi szkiełkami.
Akurat z tym nie będzie większego problemu. W razie potrzeby preparaty na kartonikach ze szkiełkami można przecież rozmontować i ponownie złożyć w wymaganej pozycji. Z pewnością będzie to wymagać nieco więcej wkładu pracy niż w przypadku preparatów monotowanych np. na przezroczystej folii, ale... coś za coś :wink:. Nikt nikogo do stosowania tej metody nie zmusza.

: sobota, 26 grudnia 2009, 13:37
autor: Grzegorz Banasiak
Pawel Jaloszynski pisze:
Grzegorz Banasiak pisze: Teraz jest trochę czasu na rozmyślania, jak zacznie się sezon z czasem będzie bardzo krucho :)
Krucho to będzie jak za jakiś czas, kiedy już staniesz się właścicielem tysiąca takich preparatów, ktoś wypuści pracę ze zmianami taksonomicznymi opartymi o cechy widoczne w nieco innym rzucie niż obiekty pod twoimi pięknymi szkiełkami. ;-)
Paweł
PS.: Na pewno lepsze będą szafirowe szkiełka z ozdobnym rytowaniem na obrzeżu, koniecznie ręcznie cięte z monokryształów hodowanych w stanie nieważkości. ;-)
Paweł, nie bądź złośliwy ;) lubię mieć wszystko przemyślane zanim zabiorę się do bardziej masowych działań. Popełniłem już zbyt wiele błędów w przeszłości, żeby nie wyciągać z tego wniosków. Później na zmiany jest już za późno. A że lubię też ładnie - trudno, nic na to nie poradzę. Wprawdzie to "ładnie" nie zawsze wychodzi, ale trzeba się starać ;)
Przechowywanie preparatów na kartonikach jest bardzo wygodne.

Nie wiem skąd u Ciebie pęd do perfekcyjnych zdjęć, przecież cechy widoczne do oznaczenia można zobaczyć na dużo gorszych zdjęciach :) - to był odwet ;) ;) ;)

PS. Jak ktoś wypuści pracę ze zmianami widocznymi w innym rzucie, to każdy będzie miał problem, niezależnie od metody preparacji, no chyba, że trzyma je w glicerynie :)

: sobota, 26 grudnia 2009, 14:58
autor: Rudziński Krzysiek
Mówiąc szczerze podoba mi się ten pomysł.
Napisz Grzegorz jak wyszło cięcie laserem.
Może sam się zdecyduje na coś takiego.
Przyklejanie kopulatorów pod okazem, na innej kartce lub czymś przezroczystym
- MISZ MASZ, dziesiątki sposobów i pomysłów.
NIE WYGLĄDA TO DOBRZE

: sobota, 26 grudnia 2009, 15:06
autor: Grzegorz Banasiak
Rudziński Krzysiek pisze:Mówiąc szczerze podoba mi się ten pomysł.
Napisz Grzegorz jak wyszło cięcie laserem.
Może sam się zdecyduje na coś takiego.
Przyklejanie kopulatorów pod okazem, na innej kartce lub czymś przezroczystym
- MISZ MASZ, dziesiątki sposobów i pomysłów.
NIE WYGLĄDA TO DOBRZE
Oczywiście, że napiszę. Ja będę tego sposobu używał do przechowywania łusek z przedniego brzegu skrzydła niektórych koszówek, ale poeksperymentuję też z kopulatorami i innymi częściami motyli, które są istotne do determinacji.

: sobota, 26 grudnia 2009, 20:18
autor: Jacek Kalisiak
Grzegorz, jakbyś zrobił tych kartoników z małym nadmiarem, to chętnie poeksperymentuję. Być może potrzebne byłyby różne grubości kartonika?

: sobota, 26 grudnia 2009, 20:27
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek Kalisiak pisze:Grzegorz, jakbyś zrobił tych kartoników z małym nadmiarem, to chętnie poeksperymentuję. Być może potrzebne byłyby różne grubości kartonika?
Nie ma problemu. Jak tylko uda się je wyciąć odezwę się do Ciebie. Do eksperymentów nie chodzi o wymiar, tylko o wypracowanie odpowiedniej techniki. Jeśli wspólnie ją znajdziemy - to będzie można robić takie kartoniki w dowolnym rozmiarze i z dowolnymi otworami (kółka, kwardtaty, prostokąty, elipsy... co kto woli) :)

: sobota, 26 grudnia 2009, 21:43
autor: M. Stachowiak
Jacek Kalisiak pisze:Być może potrzebne byłyby różne grubości kartonika?
Raczej to nie wchodzi w rachubę. Standardowa grubość szkiełka nakrywkowego to 0,17 mm, a papier używany do wykonania kartonika nie powinien jej przekraczać (po sklejeniu grubość kartonika wyniesie około 0,6 mm). Problemem jest natomiast wielkość takich kartoników. Kartonik z otworem o średnicy około 5 mm ma wymiary 18 x 9 mm (może być nieco krótszy, ale nie najlepiej to wówczas wygląda). Często taka średnica otworu jednak nie wystarczy. Większy otwór — większy kartonik. Jaka największa wielkość kartonika może być akceptowalna?
Grzegorz, jeżeli próby z laserowym wycinaniem zakończą się sukcesem, to i ja się piszę na kartoniki (wystarczą „wycinanki” z papieru; kartoniki z szkiełkami mogę sobie skleić sam :wink:). Obawiam się, że szkiełek laserem nie potniesz. Do ich cięcia świetnie nadają się ziarna korundu (np. z grubego papieru ściernego) oprawione w nasadce do igły preparacyjnej lub „pióra diamentowe” przeznaczone do opisywania preparatów.

: sobota, 26 grudnia 2009, 22:06
autor: Miłosz Mazur
Jeśli metoda się sprawdzi i będzie konkurencyjna cenowo to może faktycznie złamać czeski monopol na kartoniki w Polsce ;)

: sobota, 26 grudnia 2009, 22:07
autor: Jacek Kalisiak
Mietek, ale ty zatapiasz tylko preparaty nieprzekraczające 0,17 mm grubości? Bo to grubość kartonika wyznacza przestrzeń na grubość obiektu?
Wielość kartonika może być oczywiście różna z zależności od potrzeb, ale chętnie widziałbym takie w rozmiarze 8X16 mm, czyli wielkości etykiet.

: sobota, 26 grudnia 2009, 22:08
autor: Grzegorz Banasiak
Laserem można je naciąć jak korundem a potem połamać, no zobaczymy jak się nie uda to trudno. Próbowałem z korundem i nawet to nieźle działa, jednak trudno znaleźć dostatecznie duże ziarno i jeszcze trudniej je zamocować.
Jak tylko próby będą udane będziemy mogli porozmawiać o rozmiarach i otworach :)

: sobota, 26 grudnia 2009, 22:25
autor: M. Stachowiak
Oczywiście, że zatapiam grubsze preparaty, ale to akurat niewiele ma wspólnego z grubością papieru użytego do wykonania kartonika. W razie potrzeby można przecież zdystansować szkiełko nakrywkowe dodatkowym kawałkiem papieru lub inną podkładką.
Wymiar kartonika obliczam w ten sposób: średnica otworu + 2 mm marginesu z każdej strony wokół niego (= 4 mm na szerokości) + przynajmniej 8 mm na zakładkę do wkłucia szpilki. Przy średnicy otworu 5 mm minimalna wielkość kartonika wyniesie zatem 15 x 9 mm. Można spróbować zmniejszyć marginesy wokół otworu lub skrócić zakładkę do wbicia szpilki, ale... to już jest kwestia indywidualnych gustów i manualnych umiejętności wykonawcy kartonika.

: sobota, 26 grudnia 2009, 22:47
autor: Jacek Kalisiak
Rozumiem, że grubość kartonika po zagięciu powinna pozwalać na ładne zamknięcie szkiełka w środku. Ale te dodatkowe dystansery powinny być też zrobione analogiczną techniką.
Wielkość minimalna kartonika to oczywiście niuanse, ale ja używam etykiet wielkości 8x16 i szkoda mi każdego milimetra miejsca w gablocie ;)

: sobota, 26 grudnia 2009, 23:02
autor: Grzegorz Banasiak
Nie stresujmy się, jeśli próby cięcia laserem wypadną ok, to będzie można ciąć kartoniki z różnej grubości materiału albo wyciąć idealnie pasujące podkładki dystansowe :)

: sobota, 26 grudnia 2009, 23:05
autor: Jacek Kalisiak
Grzesiu, nie stresujemy się :) to nasz wkład do dyskusji :mrgreen:

: sobota, 26 grudnia 2009, 23:10
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek Kalisiak pisze:Grzesiu, nie stresujemy się :) to nasz wkład do dyskusji :mrgreen:
I bardzo dobrze, różne punkty odniesienia - w zależności od doświadczenia i grupy - pozwalają szerzej spojrzeć na kwestie rozmiarów i technik.

: sobota, 26 grudnia 2009, 23:14
autor: M. Stachowiak
Przy wielkości obiektu poniżej 4 mm z reguły nie ma potrzeby stosowania dystanserów między kartonikiem ze szkiełkiem i szkiełkiem nakrywkowym. Jeżeli jednak taka potrzeba zaistnieje, to oczywiście najlepszym rozwiązaniem będzie doklejenie dodatkowej warstwy papieru z otworem. Ważne jednak jest to, by nie przedobrzyć :wink:.

: piątek, 1 stycznia 2010, 22:40
autor: Grzegorz Banasiak
Testy laserowego cięcia wypadły ok. Pewnym mankamentem jest moc lasera, która powoduje lekkie brudzenie spodniej strony, ale to da się wyregulować. Powtarzalność i dokładność idealna. Problem podsiąkania euparalem (balsamem) pozostaje.
Po szaleństwie noworocznym (praca, praca, praca) spróbuję z mniejszą mocą lasera.
Tymczasem dokonałem prób z "kartonikami" wycinanymi z folii. Bez wycinania otworów, kropla euparalu i przycięte szkiełko nakrywkowe. To rozwiązanie wydaje mi się praktyczniejsze i ładniejsze. Folia tnie się rownież za pomocą lasera - nie powinno więc być problemu.

Generalnie można wycinać dowolne rozmiary i dowolne kształty kartoników w niskonakładowych seriach dopasowane do indywidualnych potrzeb, z otworami okrągłymi, prostokątnymi czy jakimikolwiek innymi, z dowolnego materiału, dowolnej grubości i fakturze.

: piątek, 1 stycznia 2010, 22:56
autor: Jacek Kalisiak
Grzegorz, pisałem już, że z tym nakrywaniem balsamu, to nie koniecznie jest dobry pomysł.
Ale jeżeli już, to do tego celu można wykorzystać przezroczyste kartoniki oferowane w Paradoksie.

: piątek, 1 stycznia 2010, 23:11
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek Kalisiak pisze:Grzegorz, pisałem już, że z tym nakrywaniem balsamu, to nie koniecznie jest dobry pomysł.
Ale jeżeli już, to do tego celu można wykorzystać przezroczyste kartoniki oferowane w Paradoksie.
No to co jest dobrym pomysłem ?
Szukam rozwiązania, które zagwarantuje odpowiednią jakość, dobre zabezpieczenie materiału, prostotę wykonania i łatwość oglądania pod binokularem oraz w razie potrzeby możliwość "rozmontowania" i obróbki preparatu.
Zrobiłem też testy z gliceryną i microvials, ale gumowy koreczek ma tendencję do wypadania no i to rozwiązanie jest najdroższe ze wszystkich (pomijając oczywiście uwagi odnośnie gliceryny).

: piątek, 1 stycznia 2010, 23:22
autor: Jacek Kalisiak
Grzegorz, z dotychczasowych doświadczeń wynika, że jednak balsam. Ja jednak do takich przeciętnych preparatów używam gliceryny. Tak więc, co jest najlepsze, a co się wybierze to dwie różne sprawy i zależy to od wielu czynników.
Jestem całkiem ciekaw doświadczeń z tymi wycinanymi kartonikami. Interesuje mnie, co z tego może wyniknąć.
A to, że widziałem preparaty w balsamie przykrywane z góry wycinkiem plastiku, to po prostu fakt, z którym się spotkałem. Ten wierzchni kartonik miał tendencje do odpryskiwania, a balsam nim przykryty pękał. Może to kwesta jakichś niedoskonałości użytego balsamu lub inny problem, który można rozwiązać?
Ogromne doświadczenia ma tu Paweł i on chyba nie przykrywa preparatu. Jeszcze inną sprawą jest wybór folii, rodzaj materiału, gładkość przejrzystość.

: sobota, 2 stycznia 2010, 00:20
autor: Marek Wanat
Grzegorz Banasiak pisze:ale gumowy koreczek ma tendencję do wypadania
Wypada, bo go powietrze wypycha. Nie będzie wypadał, jeśli podczas zatykania da się ujść z fiolki powietrzu zamiast je sprężać. Wystarczy zatykać trzymając w otworze fiolki cienką szpilkę entomologiczną, którą po włożeniu korka do końca wyjmujemy.

: sobota, 2 stycznia 2010, 00:28
autor: Marek Wanat
A tak z innej beczki. Czy ktoś sprawdzał jak się zachowują w balsamie kanadyjskim preparaty zabarwione uprzednio czernią chlorazolową? Ja niestety zarzuciłem balsam na rzecz gliceryny zanim zacząłem barwić i nie wiem.

: sobota, 2 stycznia 2010, 01:08
autor: Pawel Jaloszynski
Marek Wanat pisze:A tak z innej beczki. Czy ktoś sprawdzał jak się zachowują w balsamie kanadyjskim preparaty zabarwione uprzednio czernią chlorazolową?
Mniej więcej roczne preparaty w balsamie są ciągle tak samo wybarwione jak na początku. Nie wiem, jak będzie po dłuższym czasie, stosuję to tylko wyjątkowo, jak nie widać czy proktiger jest zrośnięty z paraproktem, albo jaki kształt mają terminalne sternity i tergity samców, a w mojej grupie to są strasznie małe struktury (bardzo często poniżej 0,1 mm) i wybarwiam je bardzo mocno (do ciemnego granatu).

Paweł

: sobota, 2 stycznia 2010, 09:10
autor: M. Stachowiak
Jacek Kalisiak pisze:widziałem preparaty w balsamie przykrywane z góry wycinkiem plastiku
Jeżeli już, to lepiej preparat przykrywać kawałkiem szkiełka nakrywkowego. Folia z upływem czasu ma tendencję do wyginania się i stąd efekt odpryskiwania (tak samo zachowują się podkładki z folii i dlatego preparatów montowanych na nich zwykle nie przykrywa się szkiełkiem).
Przykrywać preparaty szkiełkiem, czy nie przykrywać? Jest to nie tylko kwestia indywidualnych gustów, ale i tego, że balsam (i inne media) nie przykryty szkiełkiem podczas obserwacji zachowuje się jak soczewka (nierówna powierzchnia!) powodując przekłamania geometrii preparatu. Pół biedy, gdy obserwujemy bardzo małe struktury, takie, o których pisze Paweł. Znacznie bardziej przekłamania te doskwierają, gdy preparat jest większy i bardziej wypukły. Właśnie dlatego, aby uniknąć tych przekłamań (efektu soczewki powodowanego przez medium) używam kartoników opisanych w wcześniejszych postach i szkiełek nakrywkowych.
Z moich wieloletnich doświadczeń wynika, że z preparatami barwionymi chlorazolem lub pirogallolem zamykanymi w balsamie kanadayjskim po dłuższym okresie ich przechowywania nie dzieje się nic niedobrego (oczywiście poza „normalnym” żółknięciem balsamu). Nadal nadają się do obserwacji.
Marek Wanat pisze:Wypada, bo go powietrze wypycha. Nie będzie wypadał, jeśli podczas zatykania da się ujść z fiolki powietrzu zamiast je sprężać. Wystarczy zatykać trzymając w otworze fiolki cienką szpilkę entomologiczną, którą po włożeniu korka do końca wyjmujemy.
Zamiast szpilki entomologicznej lepiej użyć cienkiej igły do iniekcji :wink:

: sobota, 2 stycznia 2010, 11:02
autor: Jacek Kalisiak
No i jak widać wychodzi bardzo klasycznie: balsam i szkło! Więc doświadczenia z kartonikami jak najbardziej warto kontynuować.
A co do ewentualnego wyboru folii, to wśród różnych jej cech należałoby brać pod uwagę tendencje do wyginania się z upływem czasu.

: sobota, 2 stycznia 2010, 11:19
autor: Pawel Jaloszynski
M. Stachowiak pisze: balsam (i inne media) nie przykryty szkiełkiem podczas obserwacji zachowuje się jak soczewka (nierówna powierzchnia!) powodując przekłamania geometrii preparatu.
Jeśli jest to mała kropla pozostawiona samej sobie do wyschnięcia, to owszem. Ale dość często robię preparaty, w których jest rozkawałkowany cały okaz i wtedy wszystkie części w balsamie zajmują powierzchnię rzędu 5x10 mm na dość dużym kawałku plastiku. Wręcz dysekcję robię bezpośrednio na plastiku w balsamie po odwodnieniu i odpowietrzeniu całego okazu w izopropanolu i ksylenie, bo inaczej przy przenoszeniu mógłbym pogubić najdrobniejsze elementy (np. części aparatu gębowego chrząszcza o długości pół milimetra). W takiej sytuacji powierzchnia balsamu jest praktycznie płaska. Mam takich preparatów sporo, niektóre były zdejmowane ze szpilki i ponownie zakładane kilkadziesiąt razy, często pojedynczy obiekt w preparacie był przekręcany po lokalnym nałożeniu kropelki ksylenu (zwykle dwie-trzy krople w ciągu dwóch-trzech dni) bez ruszania pozostałych detali.

Cały system trzeba sobie indywidualnie dopracować, żeby było wygodnie pracować zarówno z małą liczbą preparatów od czasu do czasu, jak i przez dłuższy czas z większą. W ciągu ostatnich kilku lat robiłem lub przepreparowywałem coś koło tysiąca preparatów w balsamie rocznie i moja praktyka wyewoluowała w kierunku jak najszybszego dostępu do obiektu, żeby jak najmniej czasu tracić na rozmiękczenie medium i zmniejszyć do minimum ryzyko uszkodzenia bądź zgubienia obiektu. Przy rozpuszczaniu balsamu w preparatach przykrywanych, jeśli robi się to w małej probówce zanurzając cały preparat w rozpuszczalniku, ma się w tej probówce razem z fiutem czy innym detalem parę innych przedmiotów i jeśli obiekt jest bardzo delikatny i wiotki, z tendencjami do zawijania się, lub np. jest to spermateka połączona bardzo cienkim i długim przewodem z bursa copulatrix, wtedy samo wyciąganie tych kartoników i szkiełek może być ryzykowne. Ja wkładam preparat na prostokątnym kawałku plastiku pionowo do eppendorffki z ksylenem, a że probówka jest stożkowato zwężona, więc ten prostokąt zatrzymuje się w pewnej odległości od dna. Na drugi dzień obiekt z preparatu leży na samym dnie i można bezpiecznie wyciągnąć plastik bez ryzyka, że preparat ciągle gdzieś do niego przylega i w ogóle bez dotykania tego obiektu. Jeśli uważam, że obiekt jest tak wściekle delikatny, że wyciąganie go z probówki mogłoby mu zaszkodzić, wtedy rozpuszczam balsam inaczej. Mam na szalce Petriego przyklejone wieczka od PCR-ówek wierzchem w dół, czyli funkcjonują one jako miniaturowe zbiorniki. Szalką łatwiej manipulować niż czymś tak małym, jak półcentymetrowej średnicy plastikowy kapsel, stąd taki system. Na wypełniony ksylenem zbiornik kładę preparat płasko balsamem w dół i pod binokularem mogę śledzić proces uwalniania obiektu (trwa to zwykle kilkanaście minut). Rutynowo stosuję tą technikę z preparatami w nieznanym medium, żeby zobaczyć czy ksylen je rusza. Zwykle widać to niemal od razu, jeśli to balsam wtedy widać smugi rozpuszczanego medium schodzące w dół. Jeśli po kilku minutach nie widzę efektów kładę cały preparat na analogiczny zbiornik na tym samym szkiełku wypełniony izopropanolem, co pozwala rozpuścić euparal czy podobne wynalazki, które czasem na pierwszy rzut oka nie są możliwe do odróżnienia od balsamu. Minimum operacji, maksimum kontroli nad obiektem.

Paweł

: sobota, 2 stycznia 2010, 14:23
autor: Marek Wanat
M. Stachowiak pisze:Zamiast szpilki entomologicznej lepiej użyć cienkiej igły do iniekcji
To powietrze nie potrzebuje żadnej rurki by sobie pójść :wink:

: sobota, 2 stycznia 2010, 15:21
autor: M. Stachowiak
Pawel Jaloszynski pisze:Jeśli jest to mała kropla pozostawiona samej sobie do wyschnięcia, to owszem
Nigdy nie rozprowadzisz medium tak, aby uzyskać jego idealnie gładką powierzchnię. To jest sprawą wyboru, czy godzimy się na zniekształcenia optyczne powodowane oddziaływaniem nierównej powierzchni medium, czy nie. Na pewno system, który stosujesz jest bardzo praktyczny, ale... jak zawsze, każdy musi dopracować swoją metodę i rozwiązań uniwersalnych tu nie ma :wink:.
Marek Wanat pisze:To powietrze nie potrzebuje żadnej rurki by sobie pójść
Wiem, ale tak łatwiej (przynajmniej ja tak robię) :wink:

: niedziela, 31 stycznia 2010, 09:00
autor: Grzegorz Banasiak
M. Stachowiak pisze:Do sporządzenia kartoników z wklejonym szkiełkiem należy używać jakościowo dobrego papieru o gramaturze 90 g/m2. Z takiego papieru wycina się pasek o szerokości 5 cm. Pasek dzielimy wzdłuż (ale nie rozcinamy!) na trzy węższe: dwa o szerokości 2 cm i ostatni o szerokości 1 cm; dwa szersze składamy wzdłuż linii podziału między nimi, a następnie w odległości około 2 mm od linii złożenia dziurkaczem lub wycinakiem rymarskim wycinamy otwory tak, aby odległość między nimi wynosiła około 4 mm. Pasek tniemy na odcinki szerokości około 9 mm (tak, aby otwór był pośrodku odciętego odcinka). Każdy odcinek cienko (!) smarujemy klejem (ten może być w sztyfcie), otwór przykrywamy kawałkiem przyciętego szkiełka nakrywkowego, zaginamy „do środka” węższy pasek, a następnie zaginamy i doklejamy szerszy, wierzchni pasek. Całość delikatnie dociskamy i pozostawiamy do wyschnięcia. Schemat „kartonika” w stanie rozłożonym i złożonym (sklejonym) w widoku z boku (po osadzeniu na szpilce) dostępny jest na załączonym obrazku.
Wbrew pozorom przygotowanie takich „kartoników” wcale nie jest trudne, a mają one tą zaletę, że papier wokół otworu działa jak podkładka dystansowa zabezpieczająca preparat przed zgnieceniem.
Mietku, w przyszłym tygodniu będę miał już możliwość zrobienia pierwszych testów na dobrej klasy urządzeniu (i stały do niego dostęp :)). Sądzę, że warto zrobić próby z wycinaniem kartoników "z dziurką" z transparentnego cienkiego laminatu albo grubej folii PCV. Rozmiar i kształo może być dowolny, otwór okrągły, trójkątny, kwadratowy, co się chce, do tego mogę wypalić maleńką dziurkę pod szpilkę bo z tego co wiem, to bywają problemy z przebiciem materiału. Jeśli masz jakieś propozycje rozmiarowe podeślij proszę.

: wtorek, 2 lutego 2010, 23:36
autor: M. Stachowiak
Niemal przeoczyłbym Twój post :oops:. To co napisałeś, to bardzo dobra wiadomość. Problem w tym, że nie wiem, co to jest „laminat”. Oczywiście próby warto zrobić z wspomnianym laminatem i folią, ale... ideą mojego pomysłu było to, aby folii nie używać! Dlaczego? Odpowiedź znajdziesz tu: viewtopic.php?p=92593&highlight=#top (post Rafała Ruty).
Nie wiem, jak po wielu latach będą wyglądały kartoniki z PCV. Mogę tylko przypuszczać, że nie najlepiej. Używanie transparentnych materiałów (oczywiście poza szkiełkiem) chyba też nie jest dobrym pomysłem.

: wtorek, 2 lutego 2010, 23:46
autor: Grzegorz Banasiak
M. Stachowiak pisze:Niemal przeoczyłbym Twój post :oops:. To co napisałeś, to bardzo dobra wiadomość. Problem w tym, że nie wiem, co to jest „laminat”. Oczywiście próby warto zrobić z wspomnianym laminatem i folią, ale... ideą mojego pomysłu było to, aby folii nie używać! Dlaczego? Odpowiedź znajdziesz tu: viewtopic.php?p=92593&highlight=#top (post Rafała Ruty).
Nie wiem, jak po wielu latach będą wyglądały kartoniki z PCV. Mogę tylko przypuszczać, że nie najlepiej. Używanie transparentnych materiałów (oczywiście poza szkiełkiem) chyba też nie jest dobrym pomysłem.
Można wycinać prawie z każdego materiału - z kartonu również. Nie ma problemu. Kształt, wielkość, otwór - dowolne.

Nie mam pojęcia z czego (chemicznie) składa się laminat - to coś jak cieniutka pleksi, przezroczysta lub barwiona w masie. Testy można zrobić z różnych materiałów, ich trwałość po określeniu z czego są wykonane (chemicznie) zapewne będzie w stanie ocenić Paweł.

: środa, 3 lutego 2010, 02:01
autor: Pawel Jaloszynski
"Laminat" jest tak szerokim pojęciem, że bez specyfikacji konkretnego produktu nic nie da się powiedzieć. Generalnie chodzi o tworzywo warstwowe, ale może też wchodzić w grę błędne użycie tej nazwy w stosunku do czegokolwiek, i wtedy nie wiadomo już zupełnie nic...

Paweł

: środa, 3 lutego 2010, 08:24
autor: M. Stachowiak
Pawel Jaloszynski pisze:"Laminat" jest tak szerokim pojęciem, że bez specyfikacji konkretnego produktu nic nie da się powiedzieć. Generalnie chodzi o tworzywo warstwowe, ale może też wchodzić w grę błędne użycie tej nazwy w stosunku do czegokolwiek, i wtedy nie wiadomo już zupełnie nic...

Paweł
Co oznacza pojęcie „laminat” to wiem :wink:. Chodziło mi o ten konkretny, wspomniany przez Grzegorza :mrgreen:.

: wtorek, 9 lutego 2010, 18:46
autor: Grzegorz Banasiak
Pytanie do Pawła Jałoszyńskiego: co sądzi na temat folii PCW jako materiału do wykorzystania na "kartoniki" z otworem na preparat (szeroko rozumiane "coś" zalane w balsamie lub euparalu). Zrobiłem testy i wszystko wygląda super, natomiast chemicznie/klejowo/trwałościowo - nie mam pojęcia czy PCV się sprawdzi.
Gdybyś był uprzejmy napisać parę zdań co o tym myślisz byłbym wdzięczny.

: wtorek, 9 lutego 2010, 19:46
autor: Pawel Jaloszynski
Czy to cały czas jest patent z dwoma sklejanymi warstwami? PCW nie jest łatwo skleić, są oczywiście kleje do PCW, ale to zwykle jakieś żywice, czyli klejenie na wieki w zasadzie bez opcji rozklejania. Co nie jest takie złe, bo w sumie sklejona ma być tylko podkładka pod szkiełko nakrywkowe, jeśli dobrze rozumiem cały pomysł. Natomiast użycie kleju nieco mniej przyczepnego do PCW i możliwego do rozpuszczenia będzie oznaczać albo nieoczekiwane rozpadnięcie się całej konstrukcji w najmniej oczekiwanym momencie, albo rozklejenie kiedy kropla balsamu kanadyjskiego wejdzie w kontakt z klejem. Tak czy inaczej nie obędzie się bez praktycznego sprawdzenia kilku różnych klejów, bo inaczej zachowują się grubsze arkusze, a inaczej cienkie i trzeba zobaczyć czy coś się nie powygina. Samo PCW będzie wieczne, tylko trudno przewidzieć jak będzie się całość zachowywać zdejmowana ze szpilki i naszpilana po jakimś czasie.

Moim zdaniem cała ta kombinacja jest średnio trafiona, za dużo z tym wszystkim zachodu.
Paweł

: wtorek, 9 lutego 2010, 19:58
autor: Grzegorz Banasiak
Pawel Jaloszynski pisze:Czy to cały czas jest patent z dwoma sklejanymi warstwami? PCW nie jest łatwo skleić, są oczywiście kleje do PCW, ale to zwykle jakieś żywice, czyli klejenie na wieki w zasadzie bez opcji rozklejania. Co nie jest takie złe, bo w sumie sklejona ma być tylko podkładka pod szkiełko nakrywkowe, jeśli dobrze rozumiem cały pomysł. Natomiast użycie kleju nieco mniej przyczepnego do PCW i możliwego do rozpuszczenia będzie oznaczać albo nieoczekiwane rozpadnięcie się całej konstrukcji w najmniej oczekiwanym momencie, albo rozklejenie kiedy kropla balsamu kanadyjskiego wejdzie w kontakt z klejem. Tak czy inaczej nie obędzie się bez praktycznego sprawdzenia kilku różnych klejów, bo inaczej zachowują się grubsze arkusze, a inaczej cienkie i trzeba zobaczyć czy coś się nie powygina. Samo PCW będzie wieczne, tylko trudno przewidzieć jak będzie się całość zachowywać zdejmowana ze szpilki i naszpilana po jakimś czasie.

Moim zdaniem cała ta kombinacja jest średnio trafiona, za dużo z tym wszystkim zachodu.
Paweł
Folię wycina ploter laserowy z dużą dokładnością i dość szybko, problemem może być tylko odpowiednie przyklejenie szkiełka "od dołu", jeszcze dzisiaj zrobię test z klejem poliwinylowym (bo ten akurat mam) i zobaczymy.
Zaletą folii jest to, że kropla medium rozpłynie się i nie nasiąkną brzegi tak jak w wypadku kartonu - powodując wciąganie powietrza pod szkiełko (jeśli zdecydujemy się nakrywać).
Jutro zrobię zdjęcia. Dziesięciokrotne zdjęcie i nałszpilenie "kartonika" nie spowodowało wyraźnych luzów. Na marginesie dodam, że wycinając "kartonik" robię również mały otwór (0,1mm) do wbicia szpilki.

: wtorek, 9 lutego 2010, 20:04
autor: Komosinski K
Panowie!
Pełen podziw co do różnych technik wykonywania preparatów mikroskopowych (zwłaszcza kopulatorów) z użyciem laserów, barwienia, itp.
Chcę się jednak podzielić moją bardzo prostą i szybką metodą wykonywania preparatów kopulatorów. Robię ich dużo, co przy kusakach, w które się "bawię" jest rzeczą normalną. Używam preparatu o tajemniczej nazwie DPX (nie doszedłem jaki ma skład chemiczny). Żeby zrobić trwały preparat wystarczy kawałek wyciętej przezroczystej folii, kopulator i DPX. Jest to preparat, który schnie bardzo szybko (1-3 minuty).
Kusaki (i wszelkie inne chrząszcze) przechowuję w płynie Scheerpeltza (65 części alkoholu absolutnego, 30 części wody destylowanej i 5 części kwasu octowego lodowatego). Płyn ten doskonale rozmiękcza chrząszcze i bez problemu można wyciągnąć kopulator (penis lub spermatekę), który łatwo można oczyścić cienkimi szpilkami ze zbędnych "dodatków" - zwykle nie jest to potrzebne, bo są już czyste. Potem wystarczy położyć kopulator na kawałku sztywnej folii (nie może być suchy, najlepiej lekko wilgotny), dodać kroplę DPX-a, odpowiednio ułożyć szpileczką (DPX jest płynny) w pozycji jakiej chcemy, oddzielić ewentualne pęcherzyki powietrza od kopulatora i po 1-3 minutach mamy trwały preparat. Nie trzeba się przejmować pęcherzykami powietrza, które się obok fiutka mogą gromadzić bo są one wypychane.
W przypadku mniejszych chrząszczy (1-5 mm) na tej samej folii naklejam zarówno chrząszcza (też za pomocą DPX-a, który jest bardzo dobrym klejem), jak i kopulator. Jest to może mniej estetyczne, ale praktyczne - nie trzeba odginać spod kartonika z chrząszczem folii z kopulatorem, żeby go obejrzeć (wielokrotne oglądanie i odginanie prowadzi do poluzowania się folii na szpilce.
Dodam jeszcze, że DPX można łatwo rozpuścić w ksylenie - w przypadkach, gdy trzeba zmienić położenie kopulatora albo odkleić chrząszcza. Natomiast folię dobrze jest delikatnie przetrzeć papierem ściernym, wtedy na 100% DPX z zatopionym kopulatorem nie odpadnie.

: wtorek, 9 lutego 2010, 20:32
autor: Grzegorz Banasiak
Ploterem laserowym wycinam tylko folię pod preparat, technika wykonywania preparatu to inna bajka.
Nie mam pojęcia co to jest DPX i jaki ma skład więc się nie wypowiem. Generalnie w powszechnym użyciu jest balsam i euparal - sprawdzone, pewne, uznane i cenione substancje.

Klej poliwinylowy - do bani, znacznie lepiej klei euparal ;) spoina testowa sprzed 3 tygodni trzyma doskonale i jest lekko elastyczna. Oczywiście euparal jako klej odpada bo kropla do zatapiania mogłaby odkleić dolne szkiełko rozmiękczając spoinę.

Kropelka bardzo dobrze skleiła szkło i PCV !!!

: wtorek, 9 lutego 2010, 20:57
autor: Pawel Jaloszynski
DPX jest bardzo dobrym medium wypierającym w wielu miejscach balsam kanadyjski, chociaż przy dużo krótszej historii stosowania tak do końca nie można przewidzieć jak się to zachowuje po wielu latach. To jest generalnie polimer styrenowy w ksylenie z jakimś plastyfikatorem.

Paweł

: wtorek, 9 lutego 2010, 22:17
autor: M. Stachowiak
DPX to tak zwany „balsam syntetyczny”, coraz częściej stosowany w zastępstwie balsamu kanadyjskiego (szczególnie w histologii), bowiem jest tańszy i z upływem czasu nie ciemnieje. Podobnie jak balsam kanadyjski rozpuszcza się w ksylenie.
Grzegorz, bardzo ciekawy jestem rezultatów Twoich eksperymentów z folią PCV.

: wtorek, 9 lutego 2010, 22:22
autor: Grzegorz Banasiak
M. Stachowiak pisze:DPX to tak zwany „balsam syntetyczny”, coraz częściej stosowany w zastępstwie balsamu kanadyjskiego (szczególnie w histologii), bowiem jest tańszy i z upływem czasu nie ciemnieje. Podobnie jak balsam kanadyjski rozpuszcza się w ksylenie.
Grzegorz, bardzo ciekawy jestem rezultatów Twoich eksperymentów z folią PCV.
Podeślij adres wysyłkowy na PRV wyślę Ci porcję testową "kartoników".

: wtorek, 9 lutego 2010, 22:44
autor: M. Stachowiak
Z góry dziękuję :mrgreen:. Adres już przesłałem na priva.
Mietek

: środa, 10 lutego 2010, 14:34
autor: Przemek Zięba
Zainteresowany jestem bardzo Twoimi Grzegorzu pomysłami i przyznam sie że jeżeli nie byłoby problemów chętnie wypróbowałbym parę folii PCV w przygotowywaniu preparatów z pasożytów, jeżeli nie sprawiłoby Ci to problemu (za przesyłkę oczywiście zapłacę) to poprosiłbym o taka próbke. Obiecuje przetestować dodatkowo z histofluidem
poniżej
http://www.marienfeld-superior.com/2007 ... -sheet.pdf

nie wiem czy histofluid nie jest tym samym co DPX, nie jestem chemikiem, może ktoś sie wypowie.

: środa, 10 lutego 2010, 14:51
autor: Grzegorz Banasiak
[linkowanie_z-zewnetrznych_serwerow_zabronione] adres na PRIV (gdzieś miałem ale nie wiem czy znajdę) - i nie ma sprawy.
Kropelka rewelacyjnie klei szkło do PCV. Przyklejone szkiełko od spodu "kartonika" trzyma się rewelacyjnie.

: środa, 10 lutego 2010, 15:20
autor: Pawel Jaloszynski
Przemek Zięba pisze:nie wiem czy histofluid nie jest tym samym co DPX
Histofluid to żywica akrylowa w ksylenie. Podobne właściwości.

Paweł

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 14:38
autor: Jacek Kurzawa
Balsamy synetyczne to też m.in Entellan stosowany jako jako zamiennik balsamu kanadyjskiego. Warto sie nim bliżej zainteresować, bo z tego co pisza wynika, ze coraz częściej zastępuje balsam kanadyjski i jest tani - cena na poziomie 5-10 zl za 10 ml.
http://www.merck-chemicals.com/poland/e ... EWauEfVhTl

Może ktoś wie, gdzie u nas można kupić DPX lub Entellan?

No i przydaloby sie w końcu zobaczyc (i przetestować) jak wyglądają te folie PCV z otworkami wycinanymi ploterem, o ktorych tyle pisał Grzegorz.

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 15:20
autor: Grzegorz Banasiak
Zastanówcie się nad rozmiarami tych kartoników, kto potrafi może zwymiarować i narysować w Corelu (wersja 14 lub niższa). Ja wytnę testową partię laserem i sobie posprawdzacie jak to się sprawdza. Dobrze by było, żeby określić 3-4 osoby i ja do nich to wyślę.
Kształt kartonika, wielkość, średnica ewentualnej "dziurki", czy kilku "dziurek" są dowolne.

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 16:18
autor: Jacek Kurzawa
Dla kózkowatych rozmiar dziurki musi być 3-6 mm. Nie chcę narzucać wymiaru, bo do testów nada się jakikolwiek, jaki tam wyjdzie Ci z innych życzeń, ale ja zaproponowałbym 5 mm średnicy otworu, ewentualnie dwie obok siebie, co dałoby kartonik ok 20 x 8 mm.

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 16:39
autor: Grzegorz Banasiak
OK, może być. W jakiej odległości od brzegu zrobić otwór na szpilkę ? Folia źle się przebija więc taki otworek o średnicy połowy grubości szpilki "2" jest doskonałym ułatwieniem i ujednolica nabijanie.

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 16:42
autor: Jacek Kurzawa
A to już wg uznania :-)

Re: ABC Początkującego: Preparaty mikroskopowe

: poniedziałek, 19 grudnia 2011, 16:44
autor: Andrzej 54 †
Ja DPX kupuję w firmie "STAMAR" z Dąbrowy Górniczej, sklep jest w internecie. Jak na razie sprawdza się dobrze, proces zatapiania taki sam jak przy balsamie. Rozpuszcza się ładnie w ksylenie.

Re: ABC - Preparaty mikroskopowe

: piątek, 18 lipca 2014, 20:11
autor: Jacek Kurzawa
DPX zakupiłem ostatnio w STAMAR. W procedurze zakupu jest tam pewien błąd, mianowicie nie da się zapłacić przed wysyłką, ponieważ nie ma nigdzie numeru konta ani też nie wysyłają go po zapytaniu mailowym. I kiedy wydaje się, że firma milczy i zamówienie może być niezrealizowane okazuje się, że po 3 tygodniach dostałem przesyłkę ZA POBRANIEM, gdzie kwota pobrania przewyższyła cenę DPX.
Po założeniu konta w STAMAR nie ma opcji przypomnienia hasła, więc nie ma mozliwości też edytować swoj profil i zamówienie, jeśli zapomni się hasła przy rejestracji. Właściwie to nie jestem pewien czy da się tam zrobić zakupy inaczej niż tylko za pobraniem. Takiej mozliwości nie widzę, sam się teraz zalogować nie mogę a podczas zamawiania takiej opcji nie ma. Działają natomiast telefony w firmie i można z Paniami porozmawiać.