Każdy kto zbiera owady wie, że okaz bez etykiety nie ma wartości naukowej.
Krąży nawet anegdota mówiąca, że etykieta jest ważniejsza od samego okazu.
Okazy są więc zaopatrywane w etykiety, a te bez etykiet są w zbiorach
dyskryminowane jako niemające wartości naukowej. Cóż jednak zrobić z
okazami, których miejsca czy daty połowu nie da się ustalić? Jak to się
dzieje w praktyce? Dzieje się bardzo różnie i właśnie o tym chciałbym
napisać parę słów. Dokładne zaetykietowanie każdego okazu w zbiorze niekiedy okazuje się
niemożliwe. Jeśli jednak zrobimy to na siłę, musimy liczyć się z przykrymi
konsekwencjami, mającymi związek nie tylko z przekłamywaniem danych, które
mogą zostać kiedyś danymi naukowymi. Przy podkładaniu swojego nazwiska
kiedyś może się okazać, że byliśmy w tym samym czasie w dwóch miejscach
jednocześnie (który okaz jest fałszywy?), lub też odkryjemy pewnego dnia
(lub co gorsze zrobi to ktoś inny), że byliśmy gdzieś, gdzie nigdy w życiu
nie byliśmy. W dobie napływu motyli z zagranicy i hodowli rzadszych
gatunków, coraz częściej będzie można mieć większe serie okazów i
etykietować je według jednego czy kilku egzemplarzy. Przy takim
fabrykowaniu okazów może się nagle okazać, że paź żeglarz jest wiele
pospolitszy niż 30 lat temu. Tymczasem okaz z etykietką "Polonia, X, ex
ovo, 1994" nie jest gorszy od złapanego w terenie. Jest on inny,
przedstawia sobą nieco inną wartość, ale jest przede wszystkim
autentyczny. Również stare etykiety (choćby tylko samo nazwisko, kraj lub
np. 1882) nadają okazowi pewien "charakter" i wyróżniają go spośród
innych. Na jego podstawie można również wnioskować niektóre dane. Jak tego uniknąć? Etykietować jak najszybciej i od razu dobrymi
etykietami, pisać tylko tyle, ile wiemy na pewno np. 17-25 VII; lipiec
Tatry; Hiszpania itp. Niemal w każdym zbiorze znajdzie się okaz o
niepewnym lub nieustalonym pochodzeniu. Przejrzyjmy swoje zbiory, może
trzeba będzie zrobić mały porządek? Jacek Kurzawa Artykuł był opublikowany w Biuletynie Entomologicznym, nr.5, czerwiec, 1995. |