Hej,
Jako że od półtora roku mieszkam w Auckland, NZ, a Wyspy Fidżi dla Nowozelandczyków są jak Kanary dla Europejczyków byłem na Fidżi miesiąc temu (3h lotu z Auckland). P. natewa nie widziałem, ale sporo było P. schmeltzi, motyli z rodzajów Hypolimnas, Euploea i małych, ciekawych Xois, bardzo mały rodzaj Satyrini (trochę przypominające w locie małe Lyceanidae,, które trzymają się blisko gruntu i latają bardzo wolno). Motyli sporo i dość łatwe do łapania. Krajowcy pomagają
Co ciekawsze nabyłem ostatnio książkę „Butterflies of South Pacific” gdzie autorzy (z Nowej Zelandii) piszą, że przebyli setki kilometrów poprzez wyspy Pacyfiku (włączając w to Fidżi), zebrali 3300 okazów i P. natewa nie widzieli. Ciekawe:)
W samej Nowej Zelandii piszą, że przez ostatnie 45 lat pozyskali tysiące okazów i wg nich jest tam około 30 nieopisanych gatunków Lycaena.
Co do rzeczonych Xixuthrusów to wydaje się, zę nie są takie rzadkie jak się ogólnie uważa. Ta rzekoma rzadkość pewnie podbija cenę. Na szczęście na Fidżi jest jeszcze sporo lasów tropikalnych, jadąc południowym wybrzeżem ciągną się praktycznie do wybrzeża kilometrami, oficjalnie lasy zajmują 40% wysp.
Rozmawiałem z 3 krajowcami o tych kózkach. Dwóch z nich znało je (ale mieszkali we wschodniej, tropikalnej części wyspy). Mówili, że lecą do świateł i w okolicach Suva (stolicy) zdarzają się zalatywać do latarni ulicznych. Nie sądzę, żeby można było pomylić je z czymś innym chyba, że z nietoperzami:) Trzeci koleś nie znał, ale mieszkał w zachodniej, bardziej suchej części wysp gdzie większość ruchu turystycznego się skupia.
Na Fidżi te kózki (3-4 gatunki) są pod ścisłą ochroną i na pewno sporym ryzykiem jest wywożenie takich bydląt z kraju plus to, że lądując w Australii lub NZ nie jest sposób uniknąć kontroli i należy takie rzeczy deklarować. Przypuszczam, że celnicy australijscy i NZ doskonale wiedzą co to za stwory.
Nie próbowałem nawet ich pozyskać, wystarczy mi świadomość, ze tam są, pewnie za 200 USD dostałbym kilka, ale po co?
Pozdrawiam
Bartek